poniedziałek, 30 stycznia 2012

Ménage à trois czyli blaski i nędze życia (i śmierci) stróża

Mówi się często o czasach sanacyjnych z przesadnym entuzjazmem, wyniesionym jeszcze z peerelowskiej szarzyzny, kiedy to epokę dostępności schabu i kabanosa brało się za okres arkadyjski, a Bereza Kartuska wydawała się małym (nawet jeśli gorzkim) piwem przy stalinowskich więzieniach a nawet milicyjnych ścieżkach zdrowia. Nie należy jednak przesadzać w drugą stronę i trąbić o straszliwej nędzy międzywojnia, bowiem przypadki luksusu trafiały się tam w najmniej oczekiwanych rodzinach, ba, w piwnicznej niemalże izbie.

Lwowski stróż kamieniczny Bartik otóż żył na wysokiej stopie, pozwalając sobie całkiem jawnie na ménage à trois, luksus dostępny najwyższym klasom społecznym, szlajającym się od Qui Pro Quowo do Zodiaku, od Zodiaku do Qui Pro Quo, ziemianom pijącym wódkę z literatek, literatom pijącym kawę w Ziemiańskiej. Poza starszą od siebie o lat kilkanaście Bartikową, sprowadził do domu niejaką Roszkowską. Ta zaś zaczęła sobie sprowadzać... no właśnie. Poczytajmy.




Reportaż "Tajnego Detektywa!" jest w gruncie rzeczy opowieścią o hybris. Niech szewc nie sądzi wyżej kopyta, jak mawiał Apelles, a stróż niech nie sięga po rozrywki klas wyższych. Uszło mu morderstwo, uszło szarogęszenie się w kamienicy, uszły odsiadki w kryminale, ale robienie bohemy w kwaterach stróżowskich musiało się skończyć krwawo.

Oczywiście, po części to sobie dopowiadam (w końcu i Boy, jak pamiętamy, nie wytrzymał ménage à trois z księżniczką Zofią i Dzidzią), ale po części - nie. Stróż mógł sobie być "władcą kamienicy", ale już nie "urządzać brewerje".



Za: "Tajny Detektyw" nr 28, rok I (26 VII 1931)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz