wtorek, 12 lipca 2016

Nikodem czyli przedwojenne afery filmowe. Vol. I: Vita-Film

Warszawska Orkiestra Sentymentalna nagrała właśnie płytę, a otwierającą piosenką jest uroczy numer "Nikodem", opowiadający o naiwnym, nadobnym młodzieńcu, który "miał filmową urodę, dystynkcję i sex-appeal i sportowy styl", więc dał się ponaciągać dziwnym firmom producenckim. Dziś ten kontekst jest może nie do końca zrozumiały, więc wracam, bo rzecz naprawdę ładnie zagrana i zaśpiewana:



Adam Aston (właśc. Adolf Loewinsohn) nagrał "Nikodema" w roku 1933...



...i wówczas sprawa była bardzo świeża. Polską przedwojenną wstrząsało mnóstwo mniejszych i większych afer producenckich - film był szaleństwem tej epoki, a nad Wisłą, gdzie nie było jeszcze potężnych studiów, wiele obrazów powstawało rzeczywiście stosunkowo niewielkim kosztem i warunkach półchałupniczych. Dwa największe skandale to Vita-Film i Empe-Film, odpowiednio z 1931 i 1934 roku.

Artykuł o pierwszej aferze, ozdobiony pięknym kolażem, wklejałem już w 2010 roku, ale warto ją przypomnieć (zwłaszcza, że we wpisie druga ładna piosenka o naciągaczach filmowych). Czas też uzupełnić ją o parę wycinków. Oraz o przeoczoną wówczas okładkę:


Vita-Film mieścił się na Chmielnej 48 - w zniszczonej w czasie wojny (w powstaniu lub po jego upadku) trzypiętrowej kamienicy na rogu Zielnej:


Firma jest o tyle ciekawa, że zrealizowała wcześniej przynajmniej jeden film: "Karuzela życia" z zabójczo pięknym Harrym Cortem (w rzeczywistości: książę Stanisław Józef Gedyminowicz-Bielski) w roli głównej. Natomiast zupełnie niezwykłym zbiegiem okoliczności reżyserem filmu był Bolesław Miciński, a operatorem - Stanisław Witkiewicz. 

Zbieżność jednego nazwiska byłaby ciekawa, dwóch - przedziwna, więc od lat toczą się spory o to, czy autorem zdjęć był Witkacy, a reżyserem - dziewiętnastoletni podówczas, późniejszy słynny eseista. W "Tajnym Detektywie" reżyser występuje jako Mickun-Miciński - takim nazwiskiem posługiwał się Ludwik (ps. Luigi Micuno), autor powieści groszowych. Z drugiej wszakże strony, ówczesna recenzja podaje wprost, że autorem jest znany teoretyk - reformator literacki:


Niestety, po pierwszym filmie firma postanowiła działać dalej - być może wpadła włapy jakichś hochsztaplerów, być może Miciński - przypadkowo zbieżny imieniem i nazwiskiem z eseistą - był zresztą szczwanym oszustem, nie wiadomo. Nazwisko Witkiewicza dalej się nie pojawia, natomiast pojawiają się ciekawe pomysły kryminalne. Dość powiedzieć, że postanowiono robić film "metodą spółdzielczą" i zarabiać na naiwniakach, którym oferowano role. Nikodem z piosenki wyłożył "tysiączków pięć", sumę zawrotną. W rzeczywistości naiwniaków naciągano na znacznie mniejsze sumy - po kilkunastu złotych do kilkuset. "Echo" pisało o posyłanych na prowincję agentkach o miłej powierzchowności, a "Republika" - o szukaniu ofiar wśród "lepszych sfer" łódzkich:



Łapano się różnych sposobów, by uwiarygodnić produkcję - na przykład do filmu zaangażowano znanych sportowców z ŁKS-u, o czym donosiło - nieświadome szwindlu - "Echo" jeszcze w styczniu:


Zaś w "Głosie Porannym" szukano tylko "inteligentnych odtwórców ról epizodycznych", licząc na to, że nie okażą się inteligentni i nie przejrzą tricku:



W sumie, jak dowiadujemy się z artykułu w "Expressie wieczornym ilustrowanym" o innych tego typu oszustach, działających na mniejszą skalę, twórcy "Vita-Film" wyciągnęli kilkadziesiąt tysięcy złotych (zostawiłem z prawej reklamy seansów, polecam):


Głównymi poszkodowanymi byli jednak nie sportowcy czy panny z zamożnych domów, ale robotnice i służące:







































Dodajmy bowiem, że aferzyści zgromadzili pieniądze nie tylko "sprzedając akcje", ale jeszcze "kręcąc film". Otóż obraz "Raj utracony" miał pokazywać, jak się zdaje, nagość pierwszych rodziców, a przynajmniej nagość jako taką. Filmowcy, Miciński i wspomagający go Malczewski, zamiast kręcić film, wykonywali zdjęcia zwykłymi aparatami, tworząc w ten sposób pornograficzne archiwum, które mogli potem zużyć np. do produkowania pieprznych pocztówek, o czym donosiła "Republika":














Sprawa była skandaliczna i zyskała wielkie zainteresowanie publiczności. Co jednak zaskakuje, to brak doniesień o wyroku - mimo długich poszukiwań nie natrafiłem na wiadomość, na ile skazano Micińskie

go (czy też Mickun-Micińskiego), a na ile Malczewskiego. Przepadają jak kamień w wodę, by więcej się nie pojawić - i wszystko to brzmi jak zmyślony przez Witkacego prasowy żart.


Za: "Tajny Detektyw" nr 11, rok I, 29 III 1931, "Echo" rok VII nr 27, 65 i 74, 27 I,  7 i 16 III 1931, "Głos Poranny"6 II 1931, "Express Wieczorny Ilustrowany" rok IX nr 84, 25 III 1931, "Republika" rok IX nr 71 i 75, 13 i 17 III 1931