niedziela, 20 lutego 2011

Młoda Mallinosonowa czyli sprytny tatuńcio

Prosto z Nowego Jorku przebrzmiały nieco news o tragicznej córce "króla jedwabiu", Hirama Mallinsona, który tak długo kombinował, aż się dokombinował:


Wspomniałem powyżej, że news przebrzmiały, bowiem już wtedy Tajny podawał mocno odgrzany kotlecik (pismo zreszta nie istniało jeszcze, kiedy Lorna skakała z dwunastego piętra); Bowen podał do sądu teścia-krętacza dopiero trzy lata po śmierci żony, i to właśnie wiadomość o spowodowanej pozwem śmierci Hirama Mallinsona 12 maja 1931 roku (nekrolog ukazał się w The Time 25 maja) musiała zwrócić uwagę naszych łowców wiadomości zza oceanu.
Przy okazji dodać należy, że o ile w Nowym Jorku okna rzuciła się panna Mallinson, to młody Rollison, który wypada (a właściwie: zostaje wyrzucony) z okna w "Dziadach", miał swój pierwowzór w niejakim Mollesonie. Jan Molleson, nastoletni uczeń szkoły w Kiejdanach, pisał z kolegami patriotyczne wierszyki, wytatuował sobie na ręku trupią czaszkę i smarował na parkanach "Konstanty naszych rąk nie ujdzie!", przez co zaaresztowano go, skazano na śmierć, ostatecznie zmieniono wyrok na zesłanie. Zmarł i spoczął w grobie nad rzeką Szyłką, dopływem Amuru - jedna z okolicznych gór nosi jego imię.

Mallinsonównę pochowano natomiast na cmentarzu w Kensico pod płytą z motylem (widać, że państwo Mallinson jeszcze w latach 30-tych hołdowali estetyce secesyjnej):



Natomiast gruźlicze sanatorium w Adirondack, w którym Lorna swego czasu się leczyła, otrzymało od jej rodziców donację w wysokości ćwierci miliona dolarów, za którą wybudowano całkiem ładny neotudorowski budynek z mieszkaniami dla laborantów:


Opatrzony stosowną tablicą, tym razem z liśćmi klonu:



Czy była to próba wydania zawczasu ulokowanych w akcjach pieniędzy żony, których w pozwie - oprócz odszkodowania - domagał się Bowen? Źródła milczą.

Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931)

piątek, 18 lutego 2011

Prymas Tysiąclecia, nieśmieszne dowcipy i zabicie ciotki

Przedostatnią stronę Tajnego Detektywa  zajmował dział:


 Gdzie publikowano zagadki detektywistyczne oraz zupełnie, jak się dziś zdaje, nieśmieszne dowcipy oraz równie nieśmieszne żarty rysunkowe autorstwa niejakiego Charliego. Charlie to pseudonim Karola Ferstera (1902-1986), ucznia Weissa na krakowskiej Akademii i późniejszego rysownika "Przekroju", gdzie stworzył postać arystokratycznego buca, który nie może odnaleźć się w powojennej, wspaniałej rzeczywistości, niejakiego Augusta Bęc-Walskiego.

Na razie jednak Charlie jest dzieckiem swoich czasów, czyli szalonych lat trzydziestych i rysuje tak:


 



 




Tymczasem Stefan Wyszyński, raptem o rok starszy od Charliego (który nie wie jeszcze, że będzie pracował dla PRLowskiej propagandy), nie wie jeszcze, że będzie Prymasem Tysiąclecia (spuśćmy zasłonę miłosierdzia na ten przydomek), szefuje katolickiemu pisemku "Ateneum Kapłańskie" i pisuje tam sążniste filipiki przeciwko zepsuciu społeczeństwa. Jednym z jego celów był właśnie "Tajny Detektyw":

Ks. Stefan Wyszyński szczególnie krytykował i zwalczał przemoc oraz pornografię obecną w mediach. Do prasy propagującej tę tematykę należał wówczas m.in. tygodnik o charakterze kryminalno-sądowym – Tajny Detektyw. W artykule pt. „Społeczeństwo i prasa a wychowanie młodzieży" ks. Wyszyński przedstawił ocenę etyczną tego pisma. Jest ono – jak zauważył – przykładem postępującej w prasie popularności tematów kryminalistycznych oraz erotycznych. W obliczu tych treści teksty informacyjne i oświatowe wydają się być drugorzędne. Tajny Detektyw był szczególnym przykładem lekceważenia etyki dziennikarskiej, gdyż pismo to kreowało się jako profesjonalne, by w ten sposób – poprzez pseudonaukową analizę zbrodni – odciągnąć od niej młodzież. Rzeczywisty jednak zamiar wydawcy był inny. Jak zaznaczył ks. Wyszyński, pismo było „wypełnione (...) krwawymi tytułami i drobiazgowymi opisami morderstw, rabunków z taką dokładnością i posmakiem odtworzonych, że powstaje wątpliwość, czy pismo to przestrzega przed zbrodnią, czy też do niej zachęca”. Ks. Wyszyński zwrócił uwagę na to, że na końcu zeszytów Tajnego Detektywa znajdowały się zabawy, rebusy wymagające od czytelnika wejścia w rolę bandyty i przeżycia tym samym różnego rodzaju zbrodni. Innym tego przykładem jest ogłoszony konkurs, polegający na odszukaniu wyjścia z hotelu obstawionego policją. Nagrodą za „prawidłowe” rozwiązanie miała być sensacyjna książka. W tym miejscu ks. Stefan Wyszyński postawił pytanie: „Czyż to nie jest nauka bandyckiej strategii?”. Zwrócił on także uwagę na jeszcze inny aspekt tego zjawiska. Skoro prasę tę czytało 200 tysięcy osób, to tak, „jakbyśmy żyli w społeczeństwie bandytów”. Szkoła, w której uczeń średnio przebywa 4-5 godzin dziennie, nie jest w stanie wystarczająco ukształtować osobowości młodego człowieka. Prasa zajmująca się opisem grzechów, nie ułatwia młodemu człowiekowi dojrzewania do człowieczeństwa, a tym samym – odpowiedzialnego podejmowania zadań obywatelskich

Niestety nie wiem jaki był podówczas nakład "Ateneum Kapłańskiego", ale podejrzewam, że niewielki - stąd może gorący ton tych wypowiedzi. Nawiasem mówiąc, ciekawe ilu późniejszych "Polnische Banditen" jako piętnastoletnie pyrdki z wypiekami na twarzy czytało te historie o włamaniach i strzałach zza węgła, co przydało im się później w pracy partyzanckiej...

Ale z obszernej pracy dr Laskowskiej dowiadujemy się, że Tajny miał więcej wrogów:

W krytyce Tajnego Detektywa ks. Wyszyński nie był odosobniony. Tygodnik ten potępiany był również przez redakcję Przełomu, której ocena została zamieszczona m.in. w Myśli Narodowej: „Przełom piętnuje zorganizowanie aparatu wydawniczego dla zysku, wydawnictwa, z którego na całą Polskę wylewa się cuchnąca ciecz kryminału, smrodu, domu publicznego, handlu żywym towarem, przemytnictwa, zboczeń seksualnych, narkomanii. Brudną, plugawą szmatę kupują za parę groszy piętnastoletni chłopcy i piętnastoletnie podlotki, czyta młodzież szkolna obojga płci". Podobna krytyka, dotycząca Tajnego Detektywa pojawiła się także na XII Zjeździe Katolickim w Kępnie, podczas którego podkreślono demoralizujący wpływ pisma na młodzież. Ks. Stefan Wyszyński szczególną uwagę zwrócił na apel Chrześcijańsko-Narodowego Stowarzyszenia Nauczycielstwa okręgu pomorskiego skierowany do zarządu głównego o „podjęcie akcji zwalczania powyższego tygodnika”. Nauczyciele uzasadniali swój wniosek tym, że Tajny Detektyw udaremniał ich pedagogiczną pracę i wszelkie działania wychowawcze wśród młodzieży. Związek Nauczycielstwa Polskiego przeprowadził w Poznaniu ankietę wśród młodzieży, która dotyczyła Tajnego Detektywa w celu ukazania skutków lektury pisma. Badania te wykazały, że po pismo sięgała najczęściej młodzież słabo ucząca się w wieku 10-12 lat ze szkół powszechnych, a więc z rodzin robotniczych. Wśród tych młodych czytelników przeważali chłopcy. Przyczyną tak dużego zainteresowania Tajnym Detektywem były szczegółowe opisy zbrodni, samobójstw oraz kradzieży, co potwierdza wypowiedź dziesięcioletniej dziewczynki: „W tej gazecie najciekawsze jest jak jeden pan zabił dwie dziewczynki”

Tajny Detektyw nie był krytykowany wyłącznie przez wychowawców, pisarzy czy duchowieństwo. Zastrzeżenia natury etycznej na temat tygodnika padły również na sali sądowej podczas rozprawy, dotyczącej morderstwa pewnej dziewczynki. Sąd orzekł, że przesłanki, jakimi kierował się morderca podczas dokonywania zbrodni, nie były efektem dziedziczności, ale zrodziły się one pod wpływem lektury omawianego pisma. 

Ks. Wyszyński przywołał także słowa oburzenia – polskiej działaczki społecznej, pisarki, publicystki – Heleny Romerowej, która w Tajnym Detektywie dostrzegła m.in. opis morderstwa starszej ciotki dokonanego przez 17-letniego chłopca. Zwróciła także uwagę na publikowane na łamach tej prasy sposoby szantażowania, raporty z zabójstw, których sprawcami byli nieletni.

Helena Romer-Ochenkowska była autorką takich dzieł, jak Karylla czyli miłość patriotyczna (1904), Wesele na Wileńszczyźnie (1929), Rok 1863 na Litwie (1934), Majaki (1911), Swoi ludzie (1922) czy Tutejsi (1931) i same te tytuły pokazują, że była prawdziwą, jak to mawiał Gombrowicz, ciotką kulturalną - nie dziwi zatem jej przerażenie opisem morderstwa ciotki przez chłopię. Ale Andrzej Bursa właśnie (1932) przyszedł na świat - nic nie miało być już takie, jak dawniej.






Cytaty kursywą za: Dr Małgorzata Laskowska, Postulaty etyczne dla mediów w publicystyce ks. Stefana Wyszyńskiego, "Kultura - Media - Teologia", 2010( 3) nr 3, s. 92-104.
http://www.kmt.uksw.edu.pl/postulaty-etyczne-dla-mediow-stefana-wyszynskiego-artykul

Za: "Tajny Detektyw" nr 43 i 44, rok I (8 i 15 XI 1931), rok III nr 1 (103), 1 I 1933.

piątek, 11 lutego 2011

Gangsterzy i pieczeniarze

W przepastnych archiwach "Tajnego Detektywa" mam parę najulubieńszych historii, w tym tę o doktorostwie Rancach z Łucka - trochę dlatego, że mógłby ją napisać Balzac albo Maupassant, a trochę ze względu na sympatyczny gest rozbójników - że nie wspomnę już o wnikliwym portrecie fryzjerów jako grupy społecznej grającej na mandolinie i "trudniącej się" (z naciskiem na cudzysłów) pisaniem wierszy.

 



Ale właściwie wszystko tu jest piękne i w punkt utrafione. Oprych z Brazylii, maski na twarzach, wpadka, wreszcie to, że uskładane przez Ranców złote rublówki poszły na utrzymywanie artystki filmowej L. W. i pewnej krakowskiej panienki - esencja epoki.

PS: Uważny obserwator dowie się z portretu Ranców, że w międzywojniu lekarz mógł zgromadzić fortunkę w złocie pracując tylko 4 godziny dziennie...


Za: "Tajny Detektyw" nr 44, rok I (15 XI 1931)

czwartek, 10 lutego 2011

Drobne ogłoszenia, drobne ogłoszenia... vol. II

Gdyby ktoś z Państwa chciał się wymasować w Jarosławiu lub chciał zostać zastępcą...






Za: "Tajny Detektyw" nr 43 i 44, rok I (8 i 15 XI 1931)

wtorek, 8 lutego 2011

Z cyklu "Porady": poznaj włóczęgowskie Esperanto i wybierz odpowiednią broń na kłusownika!

Nie jest łatwo żyć w latach trzydziestych. Esperanto jest dopiero językiem przyszłości, a tymczasem waganci et consortes znaczą wasze domy, samochody są kradzione masowo przez żartownisiów, a słomkowy kapelusz nie stanowi ochrony przed kulami z rewolweru. Dlatego też "Tajny", dbając o P.T. Publiczność, udziela rozlicznych porad, które mogą się przydać każdemu z nas. W przerwach między lekcjami Esperanto, języka przyszłości, proponujemy rozejrzeć się za znakami na futrynie, zerknąć, czy wokół samochodu nie kręcą się jacyś żartobliwie usposobieni jegomoście, a na koniec zajrzeć do sklepu z bronią i zaopatrzyć się we właściwy bębenkowiec, którym można ustrzelić kłusownika w plecy (bo tak jednak bezpieczniej, a przepisy pozwalają).





Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Krew w Borysławcu, czyli Kluska strzela sobie w usta!

Tajny Detektyw miał rękę do fotomontażu - tym razem jednak zamiast czegoś efektownego inspirował się chyba XIX-wiecznymi panneaux fotograficznymi, tyle tylko, że zamiast zdjęć pracowników masarni czy elewów gimnazjum poukładał na stronie trupy - może dlatego, że Borysław to jednak głęboka prowincja, nawet jeśli naftą płynąca.

Cóż, wprawdzie porzekadło mówi, że "wódka gubi narody, ale pojedynczemu człowiekowi nie szkodzi", wydarzenia w Borysławiu pokazują jednak, że bez większego kłopotu może zaszkodzić czterem osobom, a to: Klusce, jego niedoszłej narzeczonej, jej siostrze i jego gospodyni. Jak słusznie pyta autor: któż jest w stanie odtworzyć uczucia, miotające nawpół pijanym mordercą? Czy kiedykolwiek dowiemy się jakim to zrządzeniem losu strzelając jak popadnie zachował jednak flaszeczkę na zapas? Zapewne nie. Chyba, że opisze to Pilch.



PS: Tu jednak pewien szkopuł, co piłby bowiem Kluska jako bohater Pilcha, skoro Żoładkową Gorzką produkują dopiero od 1950?

Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931)

sobota, 5 lutego 2011

Evira Madigan z Jordanowa

Ona była żydowską kupcówną a on - jak śpiewała Piwnica - "był hrabia w czarnym fraku i aster nosił w butonierce", a w każdym razie chrześcijanin i w dodatku Stolarski.

Kpić sobie mogę z tej operetkowości, ale wzrusza mnie historia Nunki i Kazimierza i od razu każe pomyśleć o oglądanym niegdyś (w mocno buraczkowej kopii) słynnym filmie Bo Widerberga, "Elvira Madigan" (1967), opowiadającym o podobnie zakończonej miłości dwudziestojednoletniej Hedvig Antoinetty Isabelli Eleonory Jensen, cyrkowej akrobatki i woltyżerki (pseudonim artystyczny Elvira Madigan), i porucznika Sixtena hrabiego Sparre, lat trzydzieści pięć (żonaty, dwójka dzieci).



Sparre rzucił się z Elvirą w spiralę odrywania się od społeczeństwa: rodziny (którą opuścił), armii (zdezerterował z pułku), kraju (uciekł z ukochaną do Danii), i tak dalej, co skończyło się, bo skończyć musiało, finansową klęską (społeczeństwo ma swoje sposoby na dyscyplinowanie) i, ostatecznie, samobójczą śmiercią obojga na wyspie Tåsinge. Co, oczywiście, wzruszało niebywale to pokolenie, które w rok po premierze filmu miało dokonać wielkiego przewrotu 1968 roku (a które, jednakowoż - być może kierując się doświadczeniami Sparrego i Madigan - rzadko odcinało sobie drogę do pieniędzy znienawidzonych tatusiów). Jedną z twarzy pokolenia '68 mogła stać się piękna Pia Degermark, odtwórczyni roli Elviry (podówczas zaledwie siedemnastoletnia, doceniona nagrodą dla najlepszej aktorki w Cannes):


Niestety, rodzinne problemy, nagła sława i fala pokoleniowego buntu pchnęły ją zupełnie gdzie indziej: w uzależnienie od amfetaminy, anoreksję i konflikty z prawem, zakończone kilkunastomiesięczną odsiadką. Mimo występu w kilku filmach nigdy nie powtórzyła pierwszego sukcesu. Dziś zajmuje się - w formie autoterapii - haftowaniem poduszek.



Została - jak w wierszu Larkina - nieumniejszona w swojej urodzie w pięknych kadrach "Elviry Madigan" - filmu w swoim czasie tak słynnego, że jego tytuł przypisano 21. koncertowi fortepianowemu C-dur Mozarta, którego druga część (w wykonaniu Gezy Anda) rozbrzmiewa w idyllicznych scenach miłości Sixtena i Elviry.


http://www.youtube.com/watch?v=E-SR8LVXdq8&feature=related

Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931),

wtorek, 1 lutego 2011

Ku Klux Klan, Poligamista i Piazza Gesu, czyli tylne okładki vol. I

"Tajny Detektyw" miał dwie tytułowe winiety: na pierwszej i na ostatniej stronie. Strona pierwsza zawsze zapowiadała gorący materiał, często w formie kunsztownego fotomontażu, strona ostatnia - rozmaicie. Zdarzały się duże fotografie do jednego z tekstów zamieszczonych w numerze, ale zdarzały się również jednozdjęciowe fotoreportaże o jakimś zjawisku, o którym dany numer całkowicie milczał. Tym razem pierwszy zestaw:







Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931), nr 1, rok III (1 I 1933)