piątek, 3 maja 2013

Virtuti Militari i szalone nożyczki vol. II Proces

Oficerski atak nożyczkami jest jak z farsy, zresztą "Czwarty do brydża" Grzymały-Siedleckiego to komedia.  Jednak im dalej wchodzimy w szczegóły, tym robi się poważniej i rzewniej. Teraz relacja z procesu, w następnym wpisie - mowy końcowe i wyrok.

Różycki z inną aktorką, Marią Gorczyńską

"Nowiny Codzienne" piszą, że Różycki grał w "Czwartym" ni mniej ni więcej, tylko Don Juana, ale chyba tylko metaforycznie, bo skądinąd wiemy, że odtwarzał postać Władysława; natomiast parę lat wcześniej istotnie grał w "Wywczasach Don Juana" Wroczyńskiego, zaś już po opisywanych zajściach (1937), podstarzałego donżuana Tola w "Skizie" Zapolskiej. Lowelasem był chyba nie tylko na scenie. Jezierska poznała Różyckiego w trakcie prób do "Czwartego..." i wkrótce życzliwy doniósł mężowi o pocałunku wymienionym przez aktorów. Małżonkowie przeprowadzili ze sobą poważną rozmowę, podczas której Jezierska - jak donoszą "Nowiny Codzienne" - zapewniała męża, że zbliżenie to jest tylko chwilowe, mimo to jednak dwukrotnie odwiedzała Różyckiego w jego garsonierze na ul. Górnośląskiej.

W Jezierskim krew zawrzała, bo taką najwyraźniej miał naturę. Prasa drukowała rozmaite opinie na jego temat. Wprawdzie "Tajny Detektyw" podawał, że żył ostatnio źle z żoną i oboje dążyli do separacji, ale już łódzka "Republika" (myląc zresztą w nagłówku imiona napastnika i ofiary) pisała o małżeństwie w samych superlatywach: Porucznik Norbert Jezierski uchodził za pierwszorzędnego oficera. Odznaczony był orderem Virtuti Militari i szeregiem innych odznaczeń bojowych [Krzyż Walecznych, Niepodległości, Miecze Hallerowskie i odznakę za udział w powstaniu górnośląskim; w toku procesu między powodami do dumy podawał i to, że jego siostra zastrzeliła się, chcąc uniknąć gwałtu ze strony bolszewików, jakby jego własne ordery nie wystarczyły]. Ze swą obecną małżonką pobrał się mniej więcej przed rokiem. Nastąpiło to w takich okolicznościach. Przed rokiem obecna p. Roma Jezierska poważnie zaniemogła. Stan jej był bardzo był groźny i lekarze zadecydowali, że musi się poddać operacji. Nie wiedząc, czy operacja się uda, młoda kobieta postanowiła na łożu szpitalnem połączyć się z ukochanym człowiekiem. Współżycie młodych małżonków nie zdradzało żadnych nieporozumień. W ostatnich tygodniach por. Jezierski zaczął otrzymywać anonimowe listy i telefony, które prawdopodobnie spokojnego i zrównoważonego człowieka doprowadziły do wczorajszego wybuchu. "Nowiny Codzienne" dodawały, aż że do procesu przebywał nadal na Pawiaku, odwiedzali go przyjaciele, ale nie żona. Gazeta zauważała też, że w analogicznych sprawach oskarżonego nie przetrzymywano zazwyczaj w więzieniu i władze są bardzo srogie, co wyjaśnia późniejszy numer: Od czasu aresztowania przebywa w więzieniu, na co bynajmniej nie użala się. Przeciwnie, gdy rodzina czyniła zabiegi o zwolnienie go za kaucją, pragnął pozostać nadal w odosobnieniu. Robi wrażenie romantyka-idealisty, a przytem człowieka egzaltowanego. Poznać to po górnolotnem wysławianiu. 

Jezierski już podczas służby wojskowej miał zatarg z jakimś pułkownikiem i byłby stanął przed sądem wojennym, gdyby nie to, że uznano go za niepoczytalnego. Wydaje się, że istotnie był nieco oderwany od rzeczywistości. Znajomy porucznik porównał go nawet do Don Kichota, mówiąc, że był egzaltowany i nie było rzeczy, którą by się nie interesował. Sam oskarżony wyjaśniał w sądzie, że po powrocie z frontu był załamany stanem etycznym społeczeństwa i powodowany moralnym wzruszeniem, napisał dramat, w Toruniu zaś poznał Romanę, swoją pierwszą miłość, kobietę, w której widział idealną partnerkę do głoszenia prawd etycznych ze sceny. On miał pisać, ona - odgrywać. Tandem umoralniający, spójnia autora dramatycznego z aktorką. Żonę opisywał następująco: jednostka głęboko wartościowa o niewydarzonej duszy i tęsknotach zakrojonych na cudownych płaszczyznach. Miała olbrzymi talent o podświadomości nadzwyczaj czujnej. Jezierska z kolei mówiła, że zainteresowała się nim od strony intelektualnej. Chodziło nam obojgu o stworzenie rzeczywistości odmiennej od normalnego założenia małżeństwa wogóle. [...] Nie będę w tej chwili romantyczką, jeśli powiem jak może wyglądać najciekawsze przeżycie kobiety z mężczyzną. To byliśmy my. Jednak, jak się okazało w toku procesu, szlachetny dramaturg nie był w stanie zaspokoić młodej żony, która zaczęła szukać pocieszenia w romansie z aktorem. Z początku flirtowała z nim, potem zaczęła go odwiedzać pod pozorem, że chciałaby go zobaczyć jak wygląda poza sceną, w życiu prywatnym. Według Różyckiego rozmawiali tylko o sztuce i światopoglądzie, zaś Jezierski za to wymyślał mu od "męskich kokot". Ten wątek, nawiasem mówiąc, jest bardzo ciekawy, kiedy patrzymy na niego z dzisiejszej perspektywy, gdy wiedza o zachowaniu kryptogejów jest znacznie rozleglejsza; Jezierski po raz pierwszy zakochał się grubo po trzydziestce, jego związek "nie miał przypominać zwykłego małżeństwa", historia odejścia z wojska była okryta mroczną tajemnicą, był egzaltowany, skłonny do dramatyzowania i wielkich słów, równocześnie w toku procesu zarzekał się, że gdyby miał pewność, że żona będzie z Różyckim szczęśliwa, to ustąpiłby pola, jakby nieszczególnie mu na tym związku zależało... Ale tego, czy Jezierski był "w szafie", zapewne nigdy się nie dowiemy.

Proces przyniósł ciekawe szczegóły, choć od czasu do czasu toczył się przy drzwiach zamkniętych (tak właśnie: co jakiś czas, kiedy mogło dojść do obrażenia moralności, wypraszano publiczność - w tym kwiat polskich aktorek ze Smosarską na czele - po czym zapraszano ją ponownie). I tak Michał Znicz, znany aktor międzywojenny, zaprzeczył jakoby mówił w garderobie, że trafił swój na swego i nareszcie ktoś mu pokaże, jak się żony uwodzi i położy temu kres. Zapytany natomiast, czy za kulisami aktorzy całują nieraz aktorki tu i ówdzie (rozkoszna dwuznaczność miejsca), przyznał, że i owszem, ale nikt z tego nie wysnuwa wniosków o romansie. Zabawne są zeznania pewnego inżyniera, znajomego Jezierskiego: radził nieszczęśliwemu mężowi, by co najwyżej obił laską po buzi aktora, którego tytułował wytrenowanym uwodzicielem. Zapytany, czemu tak go nazywa, odpowiedział: Miałem na myśli fakt, że jeżeli ktoś ma praktykę, to staje się fachowcem w swojej dziedzinie, a Różycki jest przecież zawołanym amantem scenicznym. Na to padło pytanie: A dlaczego nazywa go pan draniem? Czy każdy mężczyzna, który ma powodzenie u kobiet, musi być draniem? Tu stracił rezon i odparł:  No-o, nie zawsze... 

Sam Jezierski wyznał, że atak zaplanował (specjalnie nie założył munduru, żeby nie splamić jego honoru) a za nożyczki chwycił, bo Różycki wzbudził w nim wstręt śliską charakteryzacją i przyklejonym nosem. Rzucił się na niego z okrzykiem "Ty stary kabotynie!". Chodziło wszak nie o zbrodnię w afekcie, ale o przykładne, publiczne ukaranie uwodziciela i zwrócenie uwagi na to, że kodeks nie przewiduje kar za uwiedzenie czyjejś żony. Różycki, specjalizujący się w rolach amantów-donżuanów, był tu idealnym celem, fachowcem w uwodzeniu kobiet, symbolem wiarołomstwa, szkodnikiem społecznym, który deprawuje kobiety. Swoje zdanie o aktorze Jezierski wyrażał zaiste górnolotnie: Chciałem ukarać go za zdeptanie godności kobiety, szereg poniżeń, które z racji Różyckiego musiały spotkać moją żonę. On zdeprawował żonę moralnie, uwiódł kobietę, od której jest o 25 lat starszy, załamał w niej do głębi podwaliny moralne, nie liczył się z niczem, w sposób obrażający jej godność. Napełnił mój dom brudem. Jacyś ludzie, raz nawet kobieta, zapytywali mnie telefonicznie, czy wiem o romansie mojej żony, zaznaczając, że szkoda tak młodej kobiety dla starego uwodziciela. Wokół mnie wytworzyła się brudna atmosfera. Okazuje się, że i sama sztuka Grzymały-Siedleckiego (dziś nieco, podobnie jak jej autor, zapomniana i znana głównie z miażdżącej a lapidarnej recenzji Słonimskiego: "Chętnie byłbym pierwszym wychodzącym") była tu istotna: Romans rozgrywał się za parawanem sztuki "Czwarty do brydża", która zrodziła polemikę prasową o niemoralności uwodziciela cudzych żon. I choć zdecydowany byłem na rozwód z żoną, chciałem czynem swym odkryć prawdę i zaprotestować przeciwko temu, co się działo. 

Dopiero złośliwy rewolwer i obrócona w poprzek kula sprawiły, że z pełnego godności - w ówczesnym godności rozumieniu, oczywiście - czynu zdradzonego męża-moralisty, oficera i dramaturga, został farsowy atak fryzjerskimi nożyczkami.


Za: "Tajny Detektyw" nr 7, rok IV, 11 II 1934

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz