niedziela, 10 lutego 2013

Z czyścioszkiem na policję

Higienę cenimy i pochwalamy - jednakże jeśli ktoś raptem miesiąc po powodzi zajeżdża parukonną bryczką, wchodzi do sklepu i żąda pół kilograma mydła, to - jak mówi klasyk homiletyki polskiej, ks. Natanek - wiedz, że coś się dzieje. Kupiec Konigsberg wiedział. I zadziałał.



Powódź, o której wspomina mimochodem tekst, miała miejsce w lipcu 1934 roku i zapisała się w historii jako jedną z największych klęsk żywiołowych międzywojnia. Pod pewnymi względami podobna była do pamiętnej powodzi z roku 1997: przydarzyła się w lipcu,  pociągnęła za sobą podobną liczbę ofiar (55, o jedną mniej niż ta nam znana), ale zalała znacznie mniejszą powierzchnię (126 tys. hektarów, a nie 666 tys.), a także zniszczyła mniej mostów (78 a nie 4000) i dróg (167 km, a nie 14,4 tys. km). Skromniejsza niż "powódź tysiąclecia", potrafiła jednak opóźnić o parę miesięcy koronację cudownego obrazu Matki Boskiej Bocheńskiej i do tego stopnia osłabić jarmark w Wieliczce, że kupiec Konigsberg uważniej przyjrzał się dziesięciozłotówce, sfałszowanej przez złotnika Węglarza. W ten sposób do ofiar powodzi (na szczęście nie śmiertelnych) dołączyła jeszcze "obładowana rulonami dziesięciozłotówek" szajka i nieszczęsna, wzięta w krzyżowy ogień pytań służąca Trybułówna.


Za: "Tajny Detektyw" nr 35 rok 4, 26 VIII 1934 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz