niedziela, 10 lutego 2013

Lincz w Kalifornii kiedyś i dziś, czyli sprawa Harta i Occupy vol. I

Ruch Occupy, który rozpoczął się w Nowym Jorku, ogarnął wiele miejscowości w Stanach. Wiele z protestów i demonstracji przekształciło się w regularne walki z policją - na przykład w Oakland, gdzie zaaresztowano w sumie ponad czterysta osób; byłoby ich więcej, gdyby protestujący nie wyrwali (de-aresztowali) części z nich z rąk policjantów. Tyle, że zgodnie z prawem Kalifornii nie tyle pomagali współdemonstrantom, ile - uwaga - linczowali ich. A wszystko to z powodu słynnego porwania przed blisko 80 laty.




Lincz na mordercach Brooka Harta (którego porwanie przebiegało nieco inaczej niż opisał to korespondent "Tajnego", ale o tym w następnej notce), wywołał powszechne oburzenie - zwłaszcza postawą republikańskiego gubernatora Rolpha, od której odciął się sam prezydent Roosevelt. Odpytywany przez prasę Rolph z entuzjazmem zakrzyknął, że chętnie przekazałby mieszkańcom San Jose morderców i porywaczy z więzień w San Quentin i Folsom; zadzwonił nawet do San Quentin i dopytywał się, ilu więźniów byłoby ewentualnie do dyspozycji. Tak oto najdłużej w historii urzędujący burmistrz San Francisco (19 lat), nazywany dotąd "Słonecznym Kubusiem", nabawił się przezwiska "Gubernator Lincz". Mógłby je dzielić z Benjaminem "Widły" Tillmanem, gubernatorem Południowej Karoliny, który zarzekał się, że z chęcią poprowadzi tłum linczujący Murzyna winnego zgwałcenia białej kobiety. Zresztą, trafiali się - nieco wcześniej - "śmielsi" politycy. W roku 1908 były senator ze stanu Missisippi, William V. Sullivan, poprowadził tłum linczujący niejakiego Nelse Pattona, czarnego mężczyznę, oskarżonego o zabójstwo białej kobiety, a trzy lata później Willis Jackson, pomówiony o zaatakowanie białego dziecka, został zlinczowany przez tłum pod wodzą członka stanowej legislatury, Joshuę Ashleya, oraz naczelnego miejscowej gazety, Victora Chesire'a. Według koronera Jackson zginął z ręki "nieznanych sprawców", choć prowodyrzy byli doskonale znani. Jednak przez te dwie dekady stosunek do linczów w Stanach bardzo się zmienił. Dziennikarze sugerowali, że Rolph popadł w obłęd, że "powinien zostać nie tylko pozbawiony urzędu i wtrącony do więzienia, ale w dodatku zamknięty w szpitalu dla dzieci-imbecyli", a pewien nowojorski pastor zaproponował, żeby słowo "linczowanie" zastąpić nowym czasownikiem: "rolphowanie".

Rolph, jak się zdaje, był kalkulującym chłodno politykiem, który postanowił zwrócić się w kierunku populizmu i całą akcję przeprowadził z nadzieją na reelekcję. Bezskutecznie. Umarł bowiem raptem pół roku później na atak serca (być może spowodowany stresem związanym z potępieniem), zostawiając po sobie mocno zszarganą pamięć. "Tajny Detektyw" widział w tym wydarzeniu przykład na upadek imperium USA. Nazistowska prasa wydrukowała zdjęcia z San Jose jako przykład amerykańskiej dekadencji. W roku 1936 na ekrany kin wszedł pierwszy amerykański film Fritza Langa, "Fury" (polski tytuł: "Jestem niewinny"), inspirowany właśnie wydarzeniami w San Jose: główny bohater, grany przez Spencera Tracy, z trudem tylko unika linczu kiedy zostaje fałszywie oskarżony o porwanie dziecka. Oscar za scenariusz.

Za powszechnym oburzeniem nadeszły i zmiany prawne: do Kodeksu karnego Kalifornii dodano artykuł 405, który jednak osobliwie definiuje lincz. Tuskagee Institute (a potem University), który od XIX wieku zbierał przypadki linczu, linczem określał tylko takie przypadki, w których 1. udowodniono, że doszło do śmierci przynajmniej jednej osoby 2. została ona pozbawiona życia nielegalnie 3. w zabójstwie brała udział grupa trzech lub więcej osób 4. zabójstwa dokonano pod pretekstem służenia sprawiedliwości, rasie lub tradycji. Prawnicy Kalifornii obmyślili to sobie zgoła inaczej: "Kto w drodze zamieszek uwalnia osobę zatrzymaną zgodnie z prawem przez oficera jakichkolwiek służb porządkowych, winien jest linczu." zaś "każdy, kto bierze udział w linczu, podlega karze pozbawienia wolności na okres dwóch, trzech lub czterech lat". Ponieważ zgodnie z prawem Kalifornii za zamieszki uznaje się dowolne "zbiegowisko dwóch lub więcej osób", które policja określiła tą nazwą, demonstrant wyrywający zatrzymanego z rąk policji podlega karze za lincz. Której, dodajmy, zgodnie z wolą gubernatora Rolpha nie wymierzono żadnej z osób linczujących Holmesa i Thurmonda w roku 1933...

A jak dokładnie wyglądało porwanie Harta i lincz jego morderców? O tym już wkrótce.


Za: "Tajny Detektyw" nr 1 rok IV, 1 I 1934

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz