wtorek, 22 listopada 2011

Krew w Lewandówce, czyli Koszyczkowa w rękach policji

Nędza, mili Państwo, nędza jeno; każde miasto ma swoje zakazane dzielnice, miał je i przedwojenny Lwów, a jedna z nich zwała się Lewandówką i cieszyła się, jak widzimy, sławą dość jednoznaczną. Niełatwo tam o taką katastrofę z pogranicza budowlanej i emocjonalnej ("codzienna szarzyzna, codzienne szare troski spadły na zmurszałe dachy domków i serca ludzi pod niemi zamieszkałych") jak ta, która przydarzyła się rodzinie Koszyczków:


Z tego wszystkiego wzruszyła nas najbardziej historia Koszyczkowej. Nie miała łatwo kobieta przed wojną! Jeśli nawet - z braku laku - decydowała się, żeby zamiast żywego mężczyzny poślubić denata, to po ślubie denat puszczał się na prawo i lewo, rozkładał się z podejrzanymi kobietami na podejrzanych otomanach, a w dodatku zaciągał długi i nie łożył na gospodarstwo. Nic dziwnego, że Koszyczkowa sięgnęła najpierw po lyzol, a potem po nóż.

Za: "Tajny Detektyw" nr 39, rok I (11 X 1931)

2 komentarze:

  1. Szarzyzna, szare troski i szaro rodził się świat. Ważną rzeczą ustalenie rzeczy... Ach, i to nazwisko łagodne - Koszyczkowa. Urocze, pragnę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co wiem, na Lewandówce mieszkało wielu kolejarzy, w małych domach, zazwyczaj parterowych. Status kolejarza przed II wojną pozwalał na wybudowanie domu z jednej pensji (żona była gospodynią domową). Co oszczędniejsi mieszkali w taki sposób, że zajmowali dla siebie połowę domu (pokój z kuchnią), a drugą połowę wynajmowali lokatorom. Ale nie słyszałem nigdy, aby Lewandówka była zakazaną dzielnicą?

    OdpowiedzUsuń