poniedziałek, 18 stycznia 2021

Sztylecik Chrobrego

Nie znam tożsamości tego mężczyzny - ale mam podejrzenie graniczące z pewnością, że wiem, z jakiego powodu go aresztowano.


Zdradza to odznaka i data. Odznaka to Mieczyk Chrobrego, który nosili endecy - najpierw owupowcy (Obóz Wielkiej Polski) potem ludzie ze Stronnictwa Narodowego, oenerowcy, Młodzież Wszechpolska i tym podobni nacjonaliści, antysemici i polscy podrabiacze wszelakiego faszolstwa.

A data? Owego 20 VIII 1933 roku prasa podawała, że dzień (naprawdę dwa dni) wcześniej przy ul. Katedralnej w Częstochowie doszło do krwawego zajścia: Dawid Altman, żydowski dziennikarz "Słowa Częstochowskiego", został ugodzony sztyletem przez nieznanego człowieka. Sprawcę udało się ująć, bo przypadkowo ulicą szedł akurat policjant z Piotrkowa - okazało się, że sztyletnik to niejaki Florian Markowski, dwudziestosześcioletni tokarz. Altmana przewieziono do szpitala Panny Marii, gdzie przesłuchał go śledczy, który akurat przypadkowo był w szpitalu - miało to o tyle sens, że ranny był przytomny, ale obawiano się, że z powodu znacznego upływu krwi może nie przeżyć. Tymczasem szybko zaczęły się aresztowania narodowców, których zatrzymano ogółem 28, zapieczętowano też lokal partyjny przy Kilińskiego 13. Kiedy ranny walczył o życie (a walkę tę wygrał, bo okazało się, że ani nerka, ani żaden inny ważny organ nie został uszkodzony), Markowski był przesłuchiwany. I plątał się w zeznaniach. Plątał się w nich zresztą aż do wyroku. 

(tu na dowód, że nie zmyślam, kawałek z "Gońca Częstochowskiego":)

Jedno jest pewne: Altman był na celowniku narodowców po pierwsze jako Żyd, po drugie dlatego, że pisał w "Słowie", dzienniku propaństwowym, sanacyjnym, związanym z BBWR, po trzecie dlatego że podejrzewano go (być może niebezpodstawnie) o autorstwo tekstów wycelowanych w nacjonalistów i kler katolicki (w owym czasie znaczna część materiałów prasowych, również z ostrożności, nie była podpisywana imieniem i nazwiskiem dziennikarza). Jeśli chodzi o antyklerykalizm, to stosunek sanacji i kościoła był wówczas jak PO i kościoła dekadę temu: kościół bardziej kochał PiS (a więc endeków), ale hołdy składały mu obie strony. Natomiast faktycznie "Słowo" pisało dzień w dzień - tu materiały z trzech kolejnych dni sprzed samego zamachu - o owupowskich bojówkach, atakujących żydowskie sklepy. 

Nieprzypadkowo pojawia się tu sprawa ramiarzy. Otóż w Częstochowie była to sprawa szczególnie wrażliwa: handel dewocjonaliami (nie tylko zresztą w tym sanktuarium) prowadzili w znacznej części Żydzi, oni też wytwarzali święte obrazy, różańce i co tam jeszcze, co doprowadzało katolików do białej gorączki - szczególnie intensywnie atakowano tego lata 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia, i w dni kolejne.

Katolicy wówczas dość powszechnie życzyli sobie stworzenia swoistych ustaw norymberskich, które by zakazywały Żydom prowadzenia takiej działalności handlowej. Autorem jednej z popularniejszych broszurek w tej sprawie (pod tytułem kojarzącym się z krzyżem, ale takim z połamanymi ramionami) "Jak uchrześcijanić handel dewocjonaliami?" był niejaki Stefan Wyszyński, ksiądz katolicki lepiej znany jako "Prymas Tysiąclecia", który miał być niedawno beatyfikowany - treść chwacko streszcza dla Państwo "Głos Mazowiecki Handlowy":


Ostatecznie antysemici kościelni i pozakościelni dopięli swego w okresie po śmierci Marszałka, kiedy sanacja coraz bardziej szła ścieżką endecką (i hitlerowską), ustawę taką wprowadzono w roku 1938. 

*

Na razie jesteśmy jednak w 1933, Altman pisuje do "Słowa" i jako Żyd i dziennikarz jest wrogiem narodowców, ale w czerwcu wydarza się coś jeszcze. Boże Ciało, na Jasnej Górze śpiewa z tej okazji Kiepura (!) a w budynku Panoramy odbywa się wiec polityczny, zorganizowany przez endeków: przemawia poseł Roman Rybacki, ekonomista, profesor UW, szef klubu SN w sejmie (a także zażarty antysemita, który w 1938 nie chciał podpisywać indeksów studentom protestującym przeciwko gettu ławkowemu). Budynek Panoramy przy III Alei 81 (róg z dzisiejszą ul. Pułaskiego) mieścił faktycznie malowaną panoramę - ukrzyżowania Jezusa. Powstał w 1896 roku, kiedy panowała moda na ten typ rozrywki wizualnej, która szybko jednak ustąpiła kinu - wewnątrz faktycznie wyświetlano filmy, odbywały się tam również akademie, odczyty, a nawet przedstawienia cyrkowe i walki bokserskie. Rozebrano go w 1935 roku ze względu na kiepski stan techniczny.


Tu właśnie, na trasie procesji, tuż po jej przejściu, w bezpośrednim sąsiedztwie jednego z ołtarzy, odbywał się wiec, po którym doszło do ruchawki - z bojówką endecką starła się bojówka Legionu Młodych, czyli lewicowa młodzieżówka piłsudczykowska. Jeden legionistów, Tomasz Gładysz, został raniony w plecy i zaczął strzelać. Wedle jednych zeznań - w ziemię, wedle innych - w tłum. Oddał trzy do sześciu strzałów (pozostałe, niecelne, mogły być oddane też przez narodowców), raniąc przynajmniej dwie osoby. "Słowo" skomentowało to w tonie ogromnego oburzenia:



Przemoc jednak, jak się zdaje, miała miejsce po obu stronach i była regularnym starciem. Wiadomo, że na miejscu, pośród legionistów, był brat Altmana, Lejb - ale i Dawid pojawił się tam, ponoć jako dziennikarz. Dość, że dostawał potem pogróżki; został też pobity przez Edmunda Kleszczewskiego, malarza pokojowego (który 20 sierpnia dostał za to - i za "zakłócanie porządku" 15 sierpnia, czyli zapewne zajścia antysemickie przy straganach - wyrok 2 miesięcy aresztu). Dawid Altman miał też usłyszeć, że jest na niego przygotowany zamach.

Markowski, jak już wspominałem, plątał się w zeznaniach: najpierw, tuż po zatrzymaniu, twierdził, że został uderzony w twarz przez swoją ofiarę i otoczony przez "grupę Żydów", więc dźgnął w obronie własnej, ale świadkowie tego nie widzieli ani też nie widzieli zbiegowiska; owszem, ranny Altman faktycznie uderzył go w twarz, kiedy Markowskiego zatrzymano. Prasa bulwarowa ("Siedem groszy") pisała zatem sensacyjnie o procesie, że dotyczył on spoliczkowania Polaka przez Żyda:


(zwracam uwagę na fragment o tym, że "Altman nie wie, co to są lędźwia" - co jest mocno wątpliwe; wielu Żydów słabo władało polszczyzną, bo nie była ich pierwszym językiem, ale dziennikarz polskiej gazety z pewnością nie miał z tym problemu; chodziło raczej o to, żeby nie być uznanym za winnego obrazy sądu poprzez nazwanie "miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę" - ale mniejsza o to).

Markowski wyznał też śledczym, że w organizacji kazano mu "skończyć" z Altmanem, co oznaczało, że wydano na niego wyrok śmierci. Zaczęło się śledztwo w kierunku wytropienia komórki, zlecającej zabójstwa polityczne - i to było zapewne przyczyną tak szeroko zakrojonych aresztowań. Oraz oczywiście niechęć władz - prorządowe "Słowo" publikowało swoje teksty oczywiście również z powodów osobistej współpracy z ofiarą zamachu, ale też spełniało polityczny obowiązek. Oto próbki retoryki - a zatem powiązanie próby zabójstwa z zamachem na Narutowicza, nazywanie ataku "mordem" (choć Altman przeżył), a nawet oskarżanie endeków o rozpijanie wódką:






"Goniec Częstochowski" informował o sprawie z powściągliwszą retoryką, za to szczegółowo podał nazwiska i zawody aresztowanych.


Śledztwo trwało pół roku, proces miał miejsce na przełomie stycznia i lutego 1934 roku. Od początku posłowie endeccy usiłowali wyciągnąć aresztowanych działaczy - w tym niezawodnie pana ze zdjęcia u góry - ale doszło do tego dopiero po sześciu tygodniach (z wyjątkiem Markowskiego, który czekał na proces w areszcie). Ostatecznie sąd nie przyjął jako dowodów rzeczy znalezionych u innych narodowców, nie doprowadzono więc do potwierdzenia, że faktycznie istniała komórka zajmująca się wydawaniem wyroków śmierci. Markowski zresztą z tych zeznań z początku śledztwa się wycofał. Zresztą może rzeczywiście jej nie było - tylko rozmowy, że "tego trzeba obić", a tamtemu "trzeba pokazać", co niemalże zakończyło się morderstwem, popełnionym przez prostego tokarza po czterech klasach. Uznano, że Markowski nie chciał zabić i skazano go raptem na półtora roku oraz wypłacenie Altmanowi 420 zł za zniszczone ubranie i niezdolność do pracy przez dwa miesiące.



Sam Altman nie był chyba tak znowu "niezaangażowany politycznie", jak pisała jego gazeta, bo i on miał kłopoty z prawem - po pierwsze w 1937 został skazany (na 3 miesiące aresztu i 100 zł grzywny) za zniesławienie naczelnika Rybickiego, urzędnika magistratu - i wtedy przyznał się sądowi do 2 wyroków prawomocnych (zatartych amnestią) i 3 apelacji w sprawach za zniesławienie. Co niekoniecznie musi świadczyć na jego niekorzyść - II RP była po prostu wówczas państwem cenzurującym prasę, nieszczególnie dbającym o wolność wypowiedzi i patologicznie chroniącym swoich ludzi przed kontrolą społeczną. Ale przede wszystkim w lutym 1936 roku był jednym z sześciu skazanych za pobicie kpt. rez. Wójcika - na najwyższą karę, 6 miesięcy (ale darowaną amnestią). Co było z nim dalej? W 1941 roku jakiś Dawid Altman (ur. 11 września 1908 w Częstochowie) był osadzony w hitlerowskim Zakładzie Karnym w Częstochowie jako więzień polityczny. Zapewne chodzi o tego samego człowieka i można się spodziewać, czym to się zakończyło. W Auschwitz skończyli również poseł Rybacki, ten, który miał wiec w Panoramie, i jeden z aresztowanych przy okazji zamachu na Altmana, Stefan Niebudek. Obu wykończyli bracia w antysemityzmie, dysponujący wszelako lepszą armią. O losach tokarza Florjana nic nie wiem.
 

Za: "Słowo Polskie" z 18 VI, 17-20 VIII i 22-23 VIII 1933, "Goniec Częstochowski" z 20, 23 VIII 1933 oraz 31 I i 1 II 1934, "Siedem groszy" z 1 II 1934, "Głos Mazowiecki Handlowy" 3/1937.
Fragmenty o Panoramie - za: Tomasz Haładyj, Aleje których już nie ma, "Gazeta Wyborcza" 14 VII 2016.


5 komentarzy:

  1. Antypatia nie powinna przesłaniac Panu faktów. Akurat ustawy norymberskie regulowaly życie rodzinne. To o czym pisze ks. Stefan Wyszynski, to tematyka gospodarcza. Zresztą czy Zydzi pozwalali w praktyce gojom na produkcje i handel koszernymi towarami? Śmiem wątpić.Miałem o Panu lepsze mniemanie.Nie spodziewałem sie takich bzdur na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z koszernością to jak ze święceniem wody: tu trzeba duchownego, który sprawdza/wystawia certyfikat/święci.

      Natomiast czy goje mogli produkować dewocjonalia? Pan sobie zobaczy, jakie rodzinne świeczniki szabasowe sprzedawane są na eBayu przez Żydów z USA czy w Izraelu: Fraget, Norblin, Henneberg. Katolik Fraget produkował i monstrancje katolickie, i lampady przed ikony dla prawosławnych, i lampy chanukowe, balsaminki czy świeczniki dla Żydów (przykład: https://rempex.com.pl/wydarzenia/377-244-aukcja-dziel-sztuki-i-antykow/przedmioty/62825-balsaminka-wiezyczkowa?lot_filter[archive]=true). Nikt im tego prawnie nie zakazywał, bo jak Pan to sobie wyobrażał? Ten zakaz wszedł dopiero dzięki lobbowaniu przez Wyszyńskiego z koleżkami u sanacyjnej władzy.

      "Ustawy norymberskie regulowały życie rodzinne" - ściśle rzecz biorąc dwie ustawy norymberskie z 1935 zajmowały się małżeństwami (ale też np. zakazem wywieszania flagi czy zatrudniania nie-Żydówek), natomiast były częścią znacznie szerszych zmian prawnych, które pozbawiały Żydów mnóstwa praw ekonomicznych czy społecznych, zaczęły się pojawiać już w 1933, a ustawy norymberskie były tylko ich częścią i dziś to określenie jest używane jako pars pro toto ogółu antysemickiej legislacji nazistowskiej w tym okresie. A to dlatego, że definicje żydowskości (i bycia Mischlingiem) tam zawarte były wiążące też dla innych ustaw. I tam ma Pan już wszystko: zakaz bycia prawnikiem, lekarzem, artystą, numerus clausus na uczelniach, zakaz dziedziczenia ziemi - te pomysły były w Polsce popierane i pod wpływem katoprawicy wprowadzano je w życie również u nas (numerus clausus i getto ławkowe, paragrafy aryjskie w stowarzyszeniach, np. Izbie Lekarskiej, itd.).

      Usuń
  2. Na cmentarzu w Rędzinach znajduje się mogiła ofiar zbrodni z 11 września 1942 roku. Niemcy dokonali wówczas w Rudnikach zbrodni zabójstwa poprzez powieszenie kilkunastu mężczyzn, przywiezionych z więzienia w Radomsku. Zbrodnia ta miała być swego rodzaju karą za wydarzenie, które miało miejsce w nocy z 20 na 21 sierpnia 1942 roku, kiedy do Zjednoczonych Zakładów Wapienniczych „Wapnorodu” wtargnęli mężczyźni i zrabowali dyrektorowi zakładu Hugo Schulzemu pieniądze w kwocie 6000 zł. Po tym zajściu zarówno miejscowość Rudniki, jak i przyległe do Rudnik miejscowości spotkały się z represjami ze strony hitlerowców. Nasiliły się aresztowania osób przypadkowych. Rozmiary terroru hitlerowskiego świadczyły o wysokiej pozycji Hugo Schulza. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że napad ten był upozorowany tylko po to, by odstraszyć dywersantów, a skutki i represje były z góry zaplanowane. Z uwagi na fakt, że gmina Rędziny należała do dystryktu radomskiego, w Radomiu zezwolono na zorganizowanie pokazowej egzekucji, jako akcji odwetowej. Termin wyznaczono na 11 września 1942 roku. W przededniu egzekucji zbudowano szubienice. W dniu egzekucji, na plac przy torach w Rudnikach spędzono setki okolicznych mieszkańców, wśród nich były także rodziny więźniów. Miejscową ludność zmuszono do oglądania tej zbrodni. Rano przyjechały ciężarówki, z których wyprowadzano osoby skazane. Mężczyzn wieszano jeden po drugim. Ludzie zgromadzeni na miejscu zbrodni, bardzo przeżyli udział w tej egzekucji. Rolę katów pełnili najprawdopodobniej dwaj chłopcy, osadzeni w więzieniu za kradzież żyta z majątku dworskiego. Zaoferowano im wolność w zamian za pełnienie funkcji katów. Po zakończeniu egzekucji planowano, aby ciała powieszonych zostawić na widok publiczny przez 3 dni, aby jeszcze bardziej wzbudzić strach, jednak odstąpiono od tego pomysłu, gdyż uznano, że trasą kolejową mogą przejeżdżać dyplomaci oraz wysłannicy państw neutralnych. Ciała powieszonych wisiały do wieczora, następnie zostały zdjęte z szubienicy, załadowane do ciężarówki i wywiezione do pobliskiego lasu. Ciała zostały pogrzebane, a mogiła została zrównana z ziemią oraz bardzo dokładnie ukryta. Po tych tragicznych dniach prześladowań oraz zbrodni Polacy podejmowali próby odwetu na Hugo Schulzu. 27 sierpnia 1943 roku o godz. 20.45 na Dworcu Głównym w Częstochowie Florian Markowski „Marek”, członek grupy północnej „Kedywu” strzelił Hugo Schulzowi w głowę z bliskiej odległości. Odwet za zbrodnię dosięgnął też komendanta komisariatu kryminalnego w Radomsku SS – Untersturmfuhrera Bergera, którego uważano również za inicjatora zbrodni w Rudnikach. Wyrok na nim wykonano 23 maja 1943 roku w Radomsku. Po zakończeniu II wojny światowej dokonano ekshumacji ciał ofiar, odbyły się uroczystości pogrzebowe z udziałem miejscowego duchowieństwa, następnie doczesne szczątki zamordowanych zostały złożone do wspólnej mogiły na cmentarzu w Rędzinach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Florian Markowski zginął w 1944 roku w Janowie.

    OdpowiedzUsuń