środa, 21 marca 2012

Kryzys męskości, czyli facet ze sprzętem

W swojej uroczej książce "Jak Proust może zmienić twoje życie" Alain de Botton opisuje, jak Proust niekiedy opierał całe swoje teksty na skromnych gazetowych notkach - posługuje się przykładem eseju o matkobójstwie (napisanego po przeczytaniu w gazecie wzmianki o niejakim Henrim van Blarenberghe'u, który w przypływie obłędu zaszlachtował matkę kuchennym nożem) i dodaje: Wiele utworów literackich i dramatopisarskich potraktowalibyśmy jako błahe i nic nam nie mówiące, gdybyśmy z ich treścią zapoznali się najpierw w formie notatki wyczytanej w gazecie przy śniadaniu.

Tragedia pary kochanków w Weronie: młody człowiek odebrał sobie życie w mylnym przekonaniu, że jego ukochana nie żyje. Na wieść o śmierci kochanka dziewczyna również popełniła samobójstwo.

Młoda kobieta w Rosji rzuciła się pod pociąg w wyniku domowych kłopotów.

Młoda matka w jednym z francuskich miasteczek prowincjonalnych zatruła się śmiertelnie arszenikiem na tle osobistych powikłań.

                              (tł. W. Sadkowski)

I taką właśnie wymowną notkę chciałbym dzisiaj przedstawić:



Brandtwein jest wzorowym obywatelem swego miasta; w średniowieczu byłby może rajcą, może starszym cechu, może członkiem bractwa kurkowego - musiał zatem cieszyć się nie tylko poważaniem, ale i względną zamożnością, choć nieprzesadną przecież, skoro mieszkania nie miał na własność, a jedynie je wynajmował - tak czy owak, widoczne na zdjęciu solidne podwójne łoże małżeńskie sugeruje jakiś w miarę trwały fundament. Czasy się jednak zmieniły i jego dobrobyt zależał nie, jak w dawnych epokach, od pracy własnych rąk, ale od zatrudnienia. Wielki Kryzys, który zmiótł z rynku w Stanach i Europie niezliczone mrowie firm i więcej jeszcze etatów, nie tylko pozbawił go posady, ale i, jak widać, możliwości znalezienia kolejnej pracy. Jak dotąd wszystko jest całkowicie jasne: rodzi się zupełnie zrozumiała frustracja, być może depresja, a wraz z nimi zachowania agresywne. Nie tylko Europa i Stany przeżywają kryzys, przeżywa je także męskie ego Brandtweina, który dotychczas, jak się można spodziewać, był dla całej rodziny opoką. Skoro jednak nie potrafił utrzymać tej, skądinąd emocjonalnie bardzo przyjemnej, pozycji, tradycyjny świat wartości, gdzie mężczyzna i kobieta mają ściśle przydzielone role, legł w gruzach. I tego Brandtwein nie przetrzymał, w dodatku, co symptomatyczne, zwrócił swoją agresję nie tylko przeciw samemu sobie, ale i przeciw całej rodzinie. Jak patriarcha, zawiedziony fiaskiem życiowego projektu, jak kieszonkowy kacyk postanawia odejść z całym swoim "potomstwem": wyjmuje parabellum, drobiazg na wyposażeniu każdego "prawdziwego mężczyzny", i próbuje - z różnym skutkiem - uśmiercić cały klan, w tym i samego siebie.

Po osiemdziesięciu latach takie morderstwa "z litości" nad tymi, którzy "sami by sobie nie poradzili" (choć, jeśli uda im się przeżyć, nierzadko radzą sobie całkiem nieźle) nadal się zdarzają, są jednak, mam wrażenie, rzadsze i słabiej osadzone w społecznym kontekście. Rozluźnienie - rozpad, jak wieszczą niektórzy czarnowidze - więzi rodzinnych ma i swoje dobre skutki: każdy kapitan, co to sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, ma wciąż prawo dobrowolnie iść na dno, ale nie znaczy to już, że musi za sobą pociągnąć całą załogę. A i środki po temu ma na ogół znacznie słabsze, bo parabellum na drzewach nie rosną.


Za: "Tajny Detektyw" nr 10, rok 2 (6 III 1932)

4 komentarze:

  1. Czasem wyobraźnia lepiej oddaje realia, konteksty, niż rzeczywistość sama w sobie. Może stąd taka intuicja i skłonność pisarzy, zdolnych do tego, żeby nasze emocje, przeżycia oddać bardziej wyraziście, niż robi to życie? W przypadku opisanej rodziny, to pan domu musiał być wyjątkowo zdesperowany - większość mężczyzn po prostu opuszczała swoje rodziny na fali kryzysu.
    Bardzo ciekawy post, podobnież jak poprzednie!
    Serdecznie pozdrawiam,
    Maja

    OdpowiedzUsuń
  2. No, powiedzmy, że w przyjętym w Europie systemie wartości wymordowanie całej rodziny było wówczas mniej akceptowane, niż odejście, więc trudno się dziwić, że były to akty nie tak znowu częste. Ale zdarzały się - http://www.tajnydetektyw.blogspot.com/2011/03/bo-rodzina-badzcie-pewni-takze-ludzie.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że życie jest bogatsze niż mi się wydawało. Pisałem o podwójnym morderstwie i samobójstwie sprawcy wcześniej w komentarzu do tego bloga. Ta miejscowość to Siemianowice, o czym nie wspomniałem wtedy. A tu chyba była seri takich zbrodni. Czyżby wcześniejszy przypadek dał komuś do myślenia?
    http://archiwumallegro.pl/tajny_detektyw_1931_37_siemianowice_bydgoszcz-2059623305.html

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę :) Tego akurat numeru nie mam, trudno mi powiedzieć; mogę tylko tyle uzupełnić, że sporo tych zbrodni jest pod tym czy innym względem podobnych.

    OdpowiedzUsuń