sobota, 16 sierpnia 2014

Widmo genderu, czyli do czego prowadzi korzystanie z metra przez kobiety?

Na pytanie to w tytule postawione tak śmiało odpowiada - nie wprost może, ale jednak - tekst z działu "Curiosa kryminalne i obyczajowe" "Tajnego Detektywa", opowiadający o tym, co może się zdarzyć, kiedy kobieta przestaje być przykładną żoną i matką i zaczyna jeździć metrem.




Wzmianka o strażaku-podpalaczu nie zachwyca ani nie zaskakuje - dziś wiemy, że nie o ambicję tu chodziło, a o znacznie bardziej skomplikowany mechanizm psychologiczny. Również kontrakty podpisywane przez aktorów Commedie Francais nie są specjalnie interesujące. Natomiast w historii pani Favre-Bulle znalazłem coś interesującego, co kazało mi poszperać w necie. Sprawa nie była nowa - wydarzyła się bowiem w roku 1929, a w roku następnym, 21 XII, donosił o niej "Głos Poranny", obficie rozwijając króciutką wzmiankę w "Tajnym", w dodatku opatrując ją nasuwającym się skojarzeniem z Emmą Bovary i - mniej oczekiwanym - obrazkiem z kościołem z Gorzowa Wielkopolskiego:




Pani Favre-Bulle nie miała nawet pięćdziesiątki - urodziła się w roku 1882, czyli w momencie popełnienia morderstwa miała lat czterdzieści siedem, Leon Merle był trzydziestodwulatkiem (więc chyba już nie podpadał pod kategorię "młodzieńca"). Morderstwo w afekcie można było wówczas we Francji jeszcze wybaczyć - ale taką różnicę wieku między kobietą a mężczyzną już nie.

Co skłoniło panią Favre-Bulle do desperacji? Trudno, oczywiście, orzec w sprawie sprzed tylu lat, zwracam jednak uwagę na to, jak osiem dekad temu całą tę relację opisywano. Małżeństwo nie mogło być udane, skoro żona "uciekła, nie mogąc dłużej znieść męża". Co działo się w rezydencji wysokiego, szpakowatego fabrykanta z branży zegarowej? Czy był po prostu niezmiernie nudny? Czy, wzorem wielu statecznych mężów co drugi wieczór spędzał w luksusowym, odpowiednim dla jego klasy społecznej i zamożności, lokalu z panienkami? A może miał stałą kochankę? Cokolwiek sprawiło, że małżeństwo się rozpadło, nie ma znaczenia - tak naprawdę winne są podróże metrem. Rozpuszczona Paryżem prowincjuszka poznaje wesołego mężczyznę; takie niebezpieczeństwa na każdej stacji, w każdym teatrze, w każdej kawiarni. Wszędzie młodzi, weseli, nieszpakowaci i umiejący radzić sobie z kobietami. 

Kpię sobie? Jasne, że sobie kpię. Ale takich głosów w prasie nie brakowało. Wiele poglądów wówczas głoszonych pochodziło - tak, jak Pałac Sprawiedliwości w Rouen - ze średniowiecza. 



Za: "Tajny Detektyw" nr 51, rok IV, 16 XII 1934, "Głos Poranny" 

3 komentarze:

  1. Dobrze, że "Tajny Detektyw" został poddany reanimacji. Liczę na częste aktualizacje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może resuscytację wykonano nawet takim aparatem:

      https://mrowkodzik.wordpress.com/2014/08/07/bach-sie-strac/

      :)

      Usuń
    2. Takie właśnie są plany! :)

      Usuń