środa, 3 października 2012

Jak nie spluwą, to spluwaczką

Za czasów "Tajnego Detektywa" mordowano czym popadło. Siekierą, nożem, sztyletem, rewolwerem, obrzynem, trucizną taką czy inną, sznurem (...usypianie ekstraproszkiem, uduszanie przez pończoszkę...), i tak dalej, i tak dalej. Gdyby jednak niejaka Rancewówna faktycznie zabiła swojego ojca fajansową spluwaczką, byłoby to chyba najosobliwsze narzędzie zbrodni w całej międzywojennej kryminalistyce polskiej.

Można tu przypomnieć postać mało pamiętanego dziś Konstansa II, skądinąd dość niesympatycznej postaci: bizantyjskiego cesarza-bratobójcy, który, pilnując państwowych interesów, przeniósł się z dworem na Sycylię. Kiedy w 663 roku, jako pierwszy od dwóch stuleci władca Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego, odwiedził Rzym (przy okazji obdarł z antycznych brązów Panteon i inne wspaniałe budowle), poniektórzy dworzanie zaczęli się obawiać, że cała stolica zostanie przeniesiona z Konstantynopola gdzieś na zachód, prawdopodobnie do Syrakuz. Byłby to ruch rozsądny z punktu widzenia strategii, ale nie z punktu widzenia glamour - łatwo sobie wyobrazić humory urzędniczej warszawki, zmuszonej do przeprowadzki do Łomży. Zawiązano spisek. 15 września 668 roku pokojowiec zamordował cesarza w łaźni. Narzędziem zbrodni była marmurowa mydelniczka.

Można oczywiście dywagować, czy poręczniejszą i groźniejszą bronią jest marmurowa mydelniczka, czy spluwaczka fajansowa, tak czy owak - narzędziem tego typu zapewne można człowieka uśmiercić. O ile wiemy, jakie były przyczyny zabicia Konstansa, o tyle sprawa Snaścina jest nieco mniej oczywista. Cóż, nie był on cesarzem, a jedynie dozorcą wileńskiego mostu.







Jak widać, dochodzenie policyjne odebrało sprawie cały smaczek. Rancewówna zabiła nie kojarzącą się gombrowiczowską spluwaczką, ale zwykłą siekierą. Cóż, gdybyśmy mieli pozostać przy skojarzeniach literackich, przesuwa to ją z pozycji Raskolnikowa na pozycję Smierdiakowa.

Zastanawiający jest aspekt seksualny całej sprawy: romans starszej z młodszym (nader kryminogenny wedle "Tajnego", jak pamiętamy z innych spraw) i rzekoma próba gwałtu pijanego ojca na córce. Wyjaśnienie biegłych, że Snaścin z pewnością nie usiłował zgwałcić córki, bo "mało interesował się kobietami" dziś wydaje się groteskowe. Mnóstwo ojców wykorzystujących seksualnie dzieci nie interesuje się ich matkami ani innymi dorosłymi kobietami. Ponadto: o ile dziś, w czasach obsesji na tle pedofilii, wydaje się wielce prawdopodobnym, że młoda morderczyni będzie się broniła, oskarżając ojca o próbę gwałtu, o tyle nie wiem, czy 80 lat temu była to aż tak oczywista ścieżka? Trudno mi wyrokować. Być może Rancewówna nie była wcale taką zakłamaną bestią, jaką przedstawił w swoim tekście "Tajny Detektyw"?

Za: "Tajny Detektyw" nr 35 rok 4, 26 VIII 1934  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz