środa, 23 grudnia 2015

Miasta cieni cz. XVI Glansowany bucik, czyli jak ładnie zaprezentować trupa?

Moja fascynacja "Tajnym Detektywem" zaczęła się od albumu policyjnego - wierzyłem, że w kolejnych numerach tygodnika odnajdę może reprodukcje zdjęć operacyjnych i ustalę historię, która się za nimi kryje. Niestety, zdarzyło się to w kilku zaledwie przypadkach - w tym w przypadku fotografii, którą uważam za jedną z najbardziej niepokojących w całym albumie.

Policjanci, którzy natrafiali na niezidentyfikowane zwłoki, mieli podówczas zwyczaj aranżowania ich tak, by możliwie najbardziej przypominały żywego człowieka. Trudno temu się dziwić - techniki identyfikacji śladów były znacznie uboższe niż dziś, nikt nie zrobiłby badań DNA, bo i jak. Stąd podstawową metodą było okazanie zdjęć osobom, które mogły znać denata. A albuie trafił się nawet przykład podwójnej fotografii: jedna pokazuje zwłoki tak, jak je zapewne odnaleziono, druga - "ożywione": 


Na jednym ze zdjęć kobiecie (?) podparto powieki zapałkami, więc wpatruje się w widza zamglonym wzrokiem:





Często zwłoki ustawiano do pionu - czy to opierano o słup, czy podpierano żerdkami, czy wreszcie wplatano w drabinę (!). Czasem wystarczał rigor mortis:




Wszystkie te zdjęcia, przez swoją ambiwalencję żywe/nieżywe oraz poczucie jakiejś niestosowności, ba, profanacji (zwłaszcza w przypadku drabiny!), robiły na mnie od początku ogromne wrażenie. Należało do nich i to, na którym za zwłokami, opartymi o jakąś szeroką deskę, może drzwi, może blat stołu roboczego, widać ukrytego policjanta, a właściwie - czarną plamę spodni i jasny blik na starannie wyglansowanym nosku buta:



Charakterystyczny zadarty nos mężczyzny zapadł mi w pamięci i  niedawno odkryłem go na jednym ze zdjęć w "Tajnym Detektywie". Okazał się niezidentyfikowaną ofiarą morderstwa, popełnionego nad Notecią w Kowalewku (obok podobizna ściganego przez policję krakowskiego włamywacza Kmiecika):


O zbrodni informował również miejscowy "Kurjer Bydgoski", publikując także fragment tej samej fotografii:



Aresztowani Niemcy chyba nie okazali się być winnymi, skoro jeszcze w sierpniu "Dzień Bydgoski donosił, że mordercy są nadal poszukiwani i że być może zarówno oni, jak i ofiara, byli komiwojażerami. Wówczas jednak nadal nie podano, jak naprawdę nazywała się ofiara. Być może zresztą nigdy się tego nie dowiedziano.




Za: "Tajny Detektyw" nr 26, rok III, 25 VI 1933, "Kurjer Bydgoski" 23 VI 1933, "Dzień Bydgoski" 1 VIII 1933

2 komentarze:

  1. Czy to o tym albumie policyjnym czytam w "Młodszym księgowym" ? Sprawdziłabym, ale mąż mi zaanektował w/w książkę i powiedział, że nie odda, dopóki nie skończy :)

    OdpowiedzUsuń