...zupełnie jak Maria Curie-Skłodowska na banknotach. I skojarzenie to nie jest przypadkowe - była to bowiem, jak się okazało z "Gazety Śledczej", Maria Felauer-Skłodowska, kuzynką noblistki.
"Henryk i Wiesława" to Henryk Felauer (niekiedy: Felaner), właściciel majątku Rykoszyn pod Kielcami, który poślubił rodzoną ciotkę noblistki, Wisławę Julię Skłodowską. Ich córka była postacią niebylejaką - z pewnością nie tak słynną jak kuzynka, ale w Łodzi bardzo znaną. Już sam fakt, że była lekarką, oznaczał dla kobiety urodzonej w roku 1874 drogę przez mękę i wyrzeczenia. Nie wiem, gdzie ukończyła studia, ale w roku 1910 praktykowała w Krynicy jako ginekolożka i ogłaszała się w "Medycynie i kronice lekarskiej":
Bliźniacze domy zdrojowe "Pod Koroną" i "Pod Berłem", spore i murowane, z których każdy zawierał pięćdziesiąt pokojów, należały do państwa, czyli były zapewne częścią C.-K. systemu opieki zdrowotnej. W roku administracyjnym 1913/1914 była pierwszą asystentką Dyrektora Domu Zdrowia (zastępowaną od 5 V 1914 przez inną lekarkę) Towarzystwa Domu Zdrowia uczącej się młodzieży polskiej "Pomoc bratnia" w Zakopanem, czyli "Bratniaka" - instytucji, która leczyła ubogich studentów, którzy w owych czasach masowo zapadali na gruźlicę. Szefem towarzystwa był dr Kazimierz Dłuski, słynny działacz niepodległościowy, który poślubił siostrę Marii Skłodowskiej, wszystko więc pozostawało w bliskich kręgach rodzinnych. Nie wiem, w którym roku ani czemu Maria Felauer przeniosła się do Łodzi, nic też nie wiem o jej mężu - zapewne poślubiła któregoś z kuzynów i stąd nazwisko "Skłodowska", ale może w ten sposób tylko podkreślała powiązania ze słynną podówczas rodziną, a pozostała przy nazwisku panieńskim, bo sama była już dość znana jako lekarka. Oprócz działalności medycznej zajmowała się tłumaczeniami ("Bakterye i choroby zakaźne" M. Schotteliusa, wyd. 1907) oraz pracą naukową, m.in. napisała pierwszą w historii biografię kuzynki - "Życie Marii Skłodowskiej-Curie i znaczenie radu w lecznictwie" (1926). Mieszkała przy Zamenhofa 1(lub 2, jak podają inne źródła), blisko rogu Piotrkowskiej, w nieistniejącym już domu, na którego miejscu stoi szereg brzydkich bloczków.
*
Co zatem sprawiło, że Maria Felauer-Skłodowska trafiła do "Gazety Śledczej"? Otóż nie tyle może zaginęła, co zniknęła - i było to zniknięcie bardzo starannie zaplanowane, świadoma decyzja samodzielnej, odważnej i opanowanej kobiety, a nie "desperatki", jak pisał dziennikarz "Echa":
Podobny nieco w treści artykuł w "Nowym Kurierze" dodaje znaczący szczegół: że po każdej wizycie na cmentarzu, gdzie leżała jej matka, Maria Felauer popadała na kilka dni w tak głębokie przygnębienie, że spędzała kilka dni w łóżku. Wygląda więc, że Maria cierpiała po prostu na depresję - spowodowaną częściowo przynajmniej śmiercią męża i matki - którą dziś być może dałoby się wyleczyć. Niemniej jednak śmierć swoją zaplanowała w najdrobniejszych szczegółach.
Maria Felauer-Skłodowska opuściła mieszkanie 13 listopada 1930 roku - nie do końca pewna, czy uda się jej przeprowadzić samobójstwo, skoro dała służącej czas do 1 grudnia. Mogła spokojnie przyjąć zabójczy zastrzyk w mieszkaniu, ale wybrała jednak góry - czy to dlatego, że z Zakopanem łączyły ją szczególnie szczęśliwe wspomnienia z młodości, czy żeby nie narażać na taką przykrość służącej? Trudno orzec.
Odkrycie nastąpiło dopiero 5 I 1931 roku "nieopodal Świstówki" (przy czym chodzi zapewne nie o dolinę tej nazwy, tylko o nazywaną tak niekiedy błędnie Świstową Czubę, która faktycznie ma bardzo strome ściany), co opisuje "Echo":
Ale, jak się okazało, nie były to wcale zwłoki Marii Felauer - co również wyjaśnia, czemu "Gazeta Śledcza" poszukiwała lekarki jeszcze w marcu. Dopiero 17 maja 1931 "Zakopiańska lista gości. Chwila bieżąca. Dodatek do wydawnictwa >>Zakopane i Tatry<<" poinformowała o kolejnym znalezisku:
Zwlekała zatem do ostatniej chwili - ponad dwa tygodnie nosiła się z tą myślą, aż ją zrealizowała, do samego końca dbając o szczegóły: kartkę i pieniądze zapakowała do termosu, wiedząc, że tam przetrwają zimę i roztopy. Umysł ścisły.
Za: album policyjny, "Medycyna i kronika lekarska" z 30 VII 1910, "Gazeta Śledcza" z 12 III 1931", "Nowy Kurier" z 28 XII 1930, "Echo" z 21 XII 1930 i 6 I 1931, "Zakopiańska lista gości" z 17 V 1931.
Depresja jest nieuleczalna, nafaszerowanie prochami jeszcze nikogo nie wyleczyło z traumy. Co roku mimo tabuna psychiatrów o wiele więcej osób popełnia samobójstwo niż wtedy. I dlaczego miałaby mieć problemy z byciem ginekologiem, a nie jakąś loszką? Kobiety waliły drzwiami i oknami do akuszerek, a jeśli jakaś kobieta miała wykształcenie medyczne, to tym bardziej. Więc na pewno zarabiała krocie tylko ze względu na swą płeć.
OdpowiedzUsuńZapewniam, że liczba samobójstw w Polsce obecnie jest mniejsza. Gazety pełne były codziennych doniesień o samobójstwach - skok pod pociąg, skok z okna, często powieszenie lub wypicie jodyny lub podchlorynu.
UsuńRocznik statystyczny za rok 1931 podaje dane samobójstw z lat 1923-1929. Średnio wychodzi 3838 samobójstw rocznie. W latach 1921-1931 ludność Polski wzrosła z 27,2 do 31,1 mln, przyjmijmy średnio 29,2 mln, czyli 13,1 osób na 100 tys. mieszkańców.
UsuńW 2020 samobójstwo popełniło 5165 osób, czyli przy 38 mln 13,6 samobójstwa na 100 tys. mieszkańców. Nieznacznie więcej. Tendencja jest zniżkowa, bo w 2013 było 6101 samobójstw, czyli 16 osób na 100 tys. A zatem: nie, zabijamy się dziś nieco częściej, niż wówczas.
Nie do końca rozumiem ten komentarz - ale pyta Pani, dlaczego kobieta w tamtym pokoleniu miała problemy z zostaniem lekarzem ginekologiem? Ano dlatego, że nie wolno jej było studiować.
OdpowiedzUsuńNa UJ pierwsze słuchaczki farmacji - nie jako pełnoprawne studentki, tylko jako hospitantki, "gościnne" słuchaczki - trafiły w roku akademickim 1894/95, kiedy Maria Ferlauer miała już lat 20. Jak to wyglądało, przeczyta Pani tutaj:
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,18170349,Studentki_w_gorsetach__Pierwsze_Polki_na_uniwersytecie.html
Bardzo ciekawa historia i dowody
OdpowiedzUsuń