Ostatni odcinek reportażu o przestępcach ze Stanisławowa niemal w całości poświęcono obywatelce Brodzie Józefie, która trudniąc się sprawami nadprzyrodzonymi, pozyskiwała jak najbardziej przyrodzone złotówki, wyciągając kasę na "starego ducha" i "jasnowidzącą ciocię". Była to, przyznać trzeba, kobieta niegłupia, pomysłowa i niepozbawiona, jak się zdaje, swoistego poczucia humoru.
Poza "odważnym akademikiem", który odważnie obmacywał pannę w parku, poza zabawnym "małym Paryżem" (ta figura nigdy nie przestaje mnie zadziwiać... Dzietrzkowice - polskie Las Vegas, Irkuck Paryżem wschodu, itp.), najbardziej w całej historii zastanowiła mnie bezwzględność Z. Oboleńskiego i "Tajnego Detektywa". Stanisławów, miasto niewielkie. O skandal nietrudno. Może nie "wszyscy wszystkich znają", bo 60 tysięcy mieszkańców, ale to nie dająca anonimowość Warszawa czy Paryż. Ludzie wstydzą się przyznać, że dali się nabrać oszustce. A "Tajny Detektyw", prasa ogólnokrajowa, pisze czarno na białym nie tylko o Józefie Brodzie (a nie Józefie B.), ale i o Michalinie Jakubowskiej. Łącznie z adresem! Łącznie z miejscem zatrudnienia męża! Proszę sobie wyobrazić, jak Minister Komunikacji w swoim warszawskim gabinecie wzywa naczelnika Pipsztyckiego i mówi mu: "Panie Pipsztycki, a nie pracuje u nas niejaki Jakubowski ze Stanisławowa? Patrz pan..." - i podaje mu płachtę "Tajnego Detektywa". A urzędnik odpowiedzialny za zatrudnianie w warsztatach kolejowych, na którego miał rzekomo wpłynąć "stary duch"? Ten to musiał mieć ubaw. I jego żona. I przyjaciółki żony. I przyjaciółek owych mężowie. Nie mówiąc już o kolegach Bolesława Stojowskiego, studenta - ten dopiero musiał mieć przerąbane po ukazaniu się 35 numeru "Tajnego"! Zaiste, przedwojenna prasa nie wiedziała, co znaczy ochrona danych osobowych.
Za: "Tajny Detektyw" nr 34, rok 4, 26 VIII 1934
prasa jak pręgierz, nie ma co :/
OdpowiedzUsuńNo! Ciekawe, czy sprzedawali z pismem zgniłe główki kapusty?
Usuń