Otóż: i tak, i nie. James "Cabaret" Probasco to nie chirurg, a były bokser i paser w wielkiej kradzieży diamentów w 1924 roku - wpadł, bo żona dowiedziała się, że w przestępstwie brała również udział kochanka Probasco; dzięki wysiłkom prawnika, który później skontaktował z nim Dillingera, Probasco został uniewinniony. Kiedy dowiedział się, że "Wróg Publiczny nr 1" chce zmienić twarz (w sensie literalnym), obiecał znaleźć odpowiedniego chirurga za, bagatela, 5 tysięcy dolarów. I znalazł - Williama Loesera, który w 1914 wpadł z paragrafu za rozprowadzanie kokainy i heroiny, po warunkowym zwolnieniu z więzienia zwiał do Meksyku i tam opracował metodę usuwania linii papilarnych z pomocą kwasu. Pomagał mu doktor Harold Cassidy (imponujące przestępcze nazwisko, ale nie przestępcza kariera), a operację przeprowadzono w mieszkaniu Probasco w Chicago przy Crawford Avenue. Po nieudanym początku (Dillinger zdecydował się na znieczulenie ogólne - otrzymał zbyt dużą dawkę, nieomalże udusił się własnym językiem, po czym kazał zastosować znieczulenie miejscowe, zatem większość operacji przebiegała w sposób nader bolesny) przez parę godzin - jak czytamy na blogu The Chicago Crime Scenes - obaj lekarze wycięli mu sporą myszkę z czoła, dołeczek z policzka, zmienili kształt twarzy, wygładzając dołek w brodzie i usuwając głębokie zmarszczki w policzkach z pomocą implantów kangurzych ścięgien. Posługując się metodą Loesera wypalili mu również kwasem linie papilarne. Zadowolony początkowo z operacji Dillinger po tygodniu podesłał chirurgom jeszcze swojego współpracownika, Homera van Metera (a nie "Babyface" Nelsona. który widnieje na zdjęciu w ("Tajnym"), w końcu jednak (po zejściu opuchlizny, jak mniemam) okazało się, że Dillinger jest całkiem podobny do dawnego siebie. Nie miało to jednak większego znaczenia - zginął, wydany przez rumuńską burdelmamę. Zapewne również ona zdradziła szczegóły operacji: Probasco został zaaresztowany i, w trakcie długotrwałych przesłuchań, wyskoczył - lub został wyskoczony - przez okno. Za pomoc Dillingerowi nie dostałby zbyt wielkiego wyroku i wiele wskazuje na to, że wyrzucili go przez okno wściekli agenci Hoovera. Wszystko to jednak są tylko hipotezy.
Rodzina Dillingera - od 1936 roku wspólnie z jego kochanką, Evelyn Frechette, która wtedy właśnie wyszła z więzienia - rzeczywiście objeżdżała Stany z nieco karnawałowym show "Zbrodnia nie popłaciła" ("Crime Did Not Pay"). Tytuł był, co ciekawy, mottem Hoovera, który przecież tropił, wytropił i zabił Dillingera. Co więcej, hasło owo pojawiło się już w sierpniu 1934 roku, kiedy Frechette, osadzona w więzieniu, opublikowała w "The Chicago Herald-Examinerze" (gazecie Hearsta) tak właśnie zatytułowany wieloczęściowy artykuł-wyznanie, w którym opowiadała o swoim dzieciństwie, o uczuciu do Dillingera, strzelaninie i wszystkim, co mogło zainteresować masową publiczność. Tę samą, która latała na rodzinny show Dillingerów.
Są jednak i tacy - jak Jay Robert Nash - którzy wierzą, że Dillinger wcale nie został zastrzelony w kinie Biograph, tylko, w spisku z policjantem Zarkowichem (kochankiem rumuńskiej burdelmany), sfingował własną śmierć, podstawiając podobnego do siebie człowieka, dziurawiąc mu kulami twarz i w dodatku sprzedając historyjkę o rzekomej operacji plastycznej. W takim razie show rodzinny byłby częścią szerszej akcji, zamydlającej oczy opinii publicznej i kręgowi Hoovera (podobnie jak samobójstwo/zabójstwo Probasco). Ojciec Dillingera, który nie miał ponoć pieniędzy na umycie zwłok, pojawił się na cmentarzu z kilkunastoma robotnikami, ciężarówkami i betoniarką: trumnę otoczono - rzekomo dla ochrony przed poszukiwaczami osobliwych pamiątek - ogromną konstrukcją ze zbrojonego betonu, tak, że wydobycie zwłok wiązałoby się z koniecznością wysadzenia całej tej mastaby w powietrze. Czy było tak w istocie? Trudno powiedzieć, choć nie tylko do miłośników teorii spiskowej przemówi wizja Dillingera, osobiście pomagającego w budowaniu betonowego schronu i bawiącego się z tej okazji znakomicie. Se non è vero è ben trovato, jak mawiali starożytni Chińczycy.
Za: "Tajny Detektyw" nr 33, 35 rok 4, 12 i 26 VIII 1934
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz