środa, 7 października 2015

Tragedia białej kobiety, czyli tragedia kolorowego mężczyzny, vol. II

Proces pięciu rzekomych napastników, którzy mieli zgwałcić i pobić panią Massie, był śledzony przez całą społeczność Hawajów. Narastała wrogość między stacjonującą na wyspach marynarką USA a "krajowcami", w mieście huczało od plotek. 

Pojawili się świadkowie, którzy widzieli białego mężczyznę idącego w ślad za Thalią Massie na kilka minut przed dramatycznymi wypadkami. Mówiono, że miała ona romans z jednym z oskarżonych albo z kolegą męża, z którym została złapana in flagranti, i to nikt inny, jak sam porucznik pobił żonę, łamiąc jej szczękę. Wielu policjantów wypowiadało się dla prasy, że akt oskarżenia jest oparty na zmyśleniach. Pani Fortescue, matka ofiary, odpowiedziała na to szeroko zakrojoną kampanią oszczerstw pod adresem pięciu młodzieńców, a właściwie wszystkich rodowitych Hawajczyków. Głównodowodzący marynarki w tym rejonie, admirał Stirling, który wcześniej ogłosił publicznie, że myślał o linczu, ale niestety "trzeba dać działać odpowiednim organom", teraz obawiał się, że wieść o sprawie dotrze do Stanów, co postawi go w niezręcznej sytuacji - opinia publiczna nabierze przekonania, że bieg wypadków wymknął mu się spod kontroli. Razem z panią Fortescue zadbał więc, by prasa na kontynecie nic nie wiedziała o procesie, który pospiesznie rozpoczęto.

Akt oskarżenia był słaby - incydent z panią Pepples wydarzył się czterdzieści minut po północy, sześć mil od miejsca gwałtu; pani Massie została stamtąd zabrana przez samochód pana Clarka (ze śladem pobicia na twarzy, ale z suknią w dobrym stanie) dziesięć do dwudziestu minut później. Zatem w dwadzieścia minut, co było niemożliwe, mężczyźni musieliby przejechać sześć mil, a następnie sześć do siedmiu razy zgwałcić panią porucznikową i umknąć. W dodatku żaden z nich nie pozostawił śladów spermy. Biegły dr Porter, zapytany, czy to możliwe, odpowiedział wymijająco: "Tak lub nie...". 

Sąd ostatecznie nie był w stanie ustalić werdyktu, głosy przysięgłych rozłożyły się 6 do 6 i sprawę zamknięto. I wtedy robi się naprawdę ciekawie: pani Fortescue - a w zasadzie Grace Rooseveltowa - postanawia wziąć sprawę w swoje ręce.



 ...ależ finał wcale taki nie był. "Tajny Detektyw" nie został najwyraźniej o wszystkim poinformowany. Pani Fortescue, a właściwie Roosevelt, dama z towarzystwa, której koneksje sięgały Białego Domu, mogła zostać zaaresztowana i skazana, mogła stanąć przed fotografem od mugshotów, ale z pewnością nie mogła iść do więzienia na dziesięć lat ciężkich robót. 



Z drugiej strony - "krajowcy" byli wzburzeni. W dniu zabójstwa przed posterunkiem policji zaczęły się gromadzić tłumy protestujących Hawajczyków, a pogrzeb Kahahawaiego zgromadził najwięcej żałobników w historii wysp, jeśli nie liczyć pogrzebu ostatniej królowej piętnaście lat wcześniej. 


Dowody były oczywiste, począwszy od ciała, którego nie udało się wrzucić do wulkanu, przez prześciaradło, w które zawinięto zwłoki, aż do pistoletów:


I to właśnie drugi proces przykuł uwagę całych Stanów. Morderstwo popełnione za poduszczeniem członiki rodziny Rooseveltów było nie lada gratką. Z kraju sprowadzono najsłynniejszego amerykańskiego obrońcę, Clarence'a Darrowa (który był modelem dla prawnika Billy'ego Flynna z musicalu "Chicago") - na próżno jednak. Pomimo wszystkich jego sztuczek (z odpowiednikiem "pomroczności jasnej" włącznie) czworo oskarżonych uznano winnych porwania i morderstwa. W tym momencie zaczęły się naciski na sędziego; potężne figury z marynarki wojennej wstawiły się za mordercami; osobiście zatelefonował prezydent Hoover i polecił uniknąć więzienia za wszelką cenę; gubernator Judd mógł skorzystać z prawa łaski, ale wiedział, że wypuszczenie sprawców linczu w tak zróżnicowanym etnicznie stanie źle wpłynie na jego notowania. Ostatecznie więc zdecydowano się na inne rozwiązanie.

Sędzia skazał wszystkich czworo na dziesięć lat więzienia i ciężkich robót. Po czym, pół godziny później, ogłosił na konferencji prasowej, że zmniejszył czas wykonywania kary do godziny, odsiedzianej w biurze gubernatora. Grace Fortescue powiedziała: "To najszcześliwszy dzień w moim życiu". A jeden z marynarzy, Deacon Jones (który trzydzieści lat później miał się przyznać, że to on zastrzelił Kahahawaiego), wysłał do domu telegram: "Kochana mamo, niedługo wracam, nastaw wodę na kawę."

Thalia Massie w dwa lata później rozwiodła się z mężem i zmarła w 1963 roku na Florydzie, w wyniku przedawkowania barbituranów. Jej matka, żelazna Grace Fortescue, dożyła prawie setki. Do śmierci w roku 1979 w wieku lat dziewięćdziesięciu sześciu, nigdy nie wyraziła skruchy. 


Za: "Tajny Detektyw" nr 21, rok II, 22 V 1932

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz