środa, 14 października 2015

Kasjer z Przemyśla, czyli impuls Wolfa

Lubię w "Tajnym Detektywie" takie historie: bez początku, bo niewiadome są przyczyny, dla których kasjer Wolf zdecydował się na ucieczkę z kasą, i bez końca, bo nie dotarłem do jego dalszych losów. Ot, kawałek ludzkiego życia, skandal w Przemyślu.




Prywatny przemyski bank żydowski, "Stowarzyszenie Bankowe dla Handlu i Przemysłu", założony w roku 1881, został zlikwidowany w rok po defraudacji. Sądzę jednak, że to przypadkowa zbieżność dat, bo przecież suma nie była tak znaczna, by doprowadzić do bankructwa firmę z półwieczną tradycją; jeśli coś się przyczyniło do jej upadku, to wielki kryzys. Mieściła się na ulicy Aleksandra Dworskiego 5, w sesesyjnym budynku, który przetrwał do naszych czasów:


Znacznie ciekawszy jest tu dla mnie kasjer. Feliks Wolf, sumienny, znakomicie zorganizowany, ubóstwiający swojego synka, znika jak kamfora - z sumą znacznie niższą, niż przechodzące co jakiś czas przez jego ręce. Jaki impuls nim powodował? Kłótnia z żoną z zamożniejszej, wpływowej rodziny? Czy - taka myśl - do 20 tysięcy z kasy dodał znacznie więcej tysięcy z jej posagu? 

A może, po prostu, któregoś dnia nie wytrzymał - jak Horn? Zdjął zarękawki, opuścił biuro i kantorek, za którym przepędził najpiękniejsze lata młodości za skromne 250 złotych miesięcznie, poczuł wiatr w żaglach, niczego nie zaplanował, brał tylko tę gotówkę, która tego wieczoru pchała mu się w ręce?




Za: "Tajny Detektyw" nr 17, rok II, 24 IV 1932


2 komentarze:

  1. W jaki fajny sposób używano dawniej języka w gazetach - nie to, co obecnie jest mową sensacji. Czy taka kwota pieniędzy, nawet na ówczesne realia, jest warta narażania się na złapanie i odsiadkę w więzieniu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądzę właśnie. To nie był żaden "napad stulecia".

    OdpowiedzUsuń