W przepastnych archiwach "Tajnego Detektywa" mam parę najulubieńszych historii, w tym tę o doktorostwie Rancach z Łucka - trochę dlatego, że mógłby ją napisać Balzac albo Maupassant, a trochę ze względu na sympatyczny gest rozbójników - że nie wspomnę już o wnikliwym portrecie fryzjerów jako grupy społecznej grającej na mandolinie i "trudniącej się" (z naciskiem na cudzysłów) pisaniem wierszy.
Ale właściwie wszystko tu jest piękne i w punkt utrafione. Oprych z Brazylii, maski na twarzach, wpadka, wreszcie to, że uskładane przez Ranców złote rublówki poszły na utrzymywanie artystki filmowej L. W. i pewnej krakowskiej panienki - esencja epoki.
PS: Uważny obserwator dowie się z portretu Ranców, że w międzywojniu lekarz mógł zgromadzić fortunkę w złocie pracując tylko 4 godziny dziennie...
Za: "Tajny Detektyw" nr 44, rok I (15 XI 1931)
Skoro Tajny Detektyw już kilka dni nic nie podrzuca, proponuję coś, co wypełni czas oczekiwania amatorom sensacji: http://czartogromski.wordpress.com/2011/02/13/podejrzana-zamieszana/
OdpowiedzUsuń:-)
Ha, o Gorgonowej to Tajny pisał wielokrotnie, ze zdjęciami że ho ho! :) Może kiedyś coś wkleję.
OdpowiedzUsuń