Ona była żydowską kupcówną a on - jak śpiewała Piwnica - "był hrabia w czarnym fraku i aster nosił w butonierce", a w każdym razie chrześcijanin i w dodatku Stolarski.
Kpić sobie mogę z tej operetkowości, ale wzrusza mnie historia Nunki i Kazimierza i od razu każe pomyśleć o oglądanym niegdyś (w mocno buraczkowej kopii) słynnym filmie Bo Widerberga, "Elvira Madigan" (1967), opowiadającym o podobnie zakończonej miłości dwudziestojednoletniej Hedvig Antoinetty Isabelli Eleonory Jensen, cyrkowej akrobatki i woltyżerki (pseudonim artystyczny Elvira Madigan), i porucznika Sixtena hrabiego Sparre, lat trzydzieści pięć (żonaty, dwójka dzieci).
Sparre rzucił się z Elvirą w spiralę odrywania się od społeczeństwa: rodziny (którą opuścił), armii (zdezerterował z pułku), kraju (uciekł z ukochaną do Danii), i tak dalej, co skończyło się, bo skończyć musiało, finansową klęską (społeczeństwo ma swoje sposoby na dyscyplinowanie) i, ostatecznie, samobójczą śmiercią obojga na wyspie Tåsinge. Co, oczywiście, wzruszało niebywale to pokolenie, które w rok po premierze filmu miało dokonać wielkiego przewrotu 1968 roku (a które, jednakowoż - być może kierując się doświadczeniami Sparrego i Madigan - rzadko odcinało sobie drogę do pieniędzy znienawidzonych tatusiów). Jedną z twarzy pokolenia '68 mogła stać się piękna Pia Degermark, odtwórczyni roli Elviry (podówczas zaledwie siedemnastoletnia, doceniona nagrodą dla najlepszej aktorki w Cannes):
Niestety, rodzinne problemy, nagła sława i fala pokoleniowego buntu pchnęły ją zupełnie gdzie indziej: w uzależnienie od amfetaminy, anoreksję i konflikty z prawem, zakończone kilkunastomiesięczną odsiadką. Mimo występu w kilku filmach nigdy nie powtórzyła pierwszego sukcesu. Dziś zajmuje się - w formie autoterapii - haftowaniem poduszek.
Została - jak w wierszu Larkina - nieumniejszona w swojej urodzie w pięknych kadrach "Elviry Madigan" - filmu w swoim czasie tak słynnego, że jego tytuł przypisano 21. koncertowi fortepianowemu C-dur Mozarta, którego druga część (w wykonaniu Gezy Anda) rozbrzmiewa w idyllicznych scenach miłości Sixtena i Elviry.
http://www.youtube.com/watch?v=E-SR8LVXdq8&feature=related
Za: "Tajny Detektyw" nr 43, rok I (8 XI 1931),
Pochodzę z Jordanowa i dziękuję za tę historię - wciąż jest tu pamiętana, ale tylko w ogólnych zarysach, wreszcie mogłam poznać szczegóły.
OdpowiedzUsuńNa cmentarzu w Jordanowie (a właściwie, jako grób samobójcy, tuż za jego granicą z tamtego okresu) wciąż jest grób Stolarskiego, z bardzo piękną rzeźbą i tekstem jego listu pożegnalnego (wygląda tak: http://img43.imageshack.us/i/dsc02340a.jpg/). Przez pewien czas zaniedbany, w ostatnich latach stał się znów znany, zawsze są na nim kwiaty i znicze, sam pomnik jest obecnie w renowacji.
O, jak miło się dowiedzieć takiego nieoczekiwanego rozwinięcia historii... swoją drogą, Sparre i Jensen leżą razem:
OdpowiedzUsuńhttp://image1.findagrave.com/photos250/photos/2010/141/18342988_127458207142.jpg
A Stolarski, jak rozumiem, na katolickim, zaś Zunka pewnie na zdewastowanym jordanowskim cmentarzu żydowskim...
Zapewne tak, ale to tylko moje przypuszczenia. Niestety nic nie wiem na temat jej grobu, a niestety stan większości grobów na cmentarzu żydowskim w Jordanowie sprawia, że informacje o tym, kto leży w której mogile, przepadły już zapewne na zawsze.
OdpowiedzUsuńPana Blog stanął, a szkoda. Mam jednak nadzieję, że to na skutek próby przeniesienia środka ciężkości w kierunku słowa drukowanego. Mnie wzięło podobnie i zachęcony jedną (własną) książką począłem pisać kolejną i zarzuciłem internetowe zabawy. Wpisuję się akurat pod tym artykułem, bo ostatnio zasłyszałem podobną historię ale z happy endem, W jakimś sztetlu na wschodzie dziewczyna z ortodoksyjnej rodziny zakochała się w Polaku - gospodarzu. Pewnego dnia po prostu wyniosła się do niego czym okryła hańbą rodzinę. Ojciec splajtował (nikt nie chciał mieć z nim nic wspólnego a w miasteczku 90% mieszkańców było Żydami), nie obsługiwano ich w sklepiku, etc itd itp. Nie mogąc znieść ostracyzmu wyjechali do Palestyny. Z całego sztetla przeżyli tylko oni... Dopiero po 50! latach wybaczano dziewczynie ucieczkę do goja, mimo, że w Izraelu rodzina nie była już ortodoksyjna. Znam tę historię ze szczegółami, bo jeden z moich znajomych jest prawnukiem tej polsko-żydowskiej pary. Pozdrawiam GK
OdpowiedzUsuńO, bardzo ciekawe!
OdpowiedzUsuńBlog stanął tymczasowo, bo kończyłem powieść (też zresztą o oszustce, tylko nieco wcześniejszej - matce Makrynie Mieczysławskiej); kupiłem niedawno nowe numery pisma, więc proszę się szykować na kontynuację :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo długim czasie, ale nie chcę zostawić błędnej informacji wiszącej bez komentarza - wygląda na to, że przez lata doszło do połączenia dwóch historii i dwóch młodych samobójców. W grobie, o którym pisałam, spoczywa nie Kazimierz Stolarski, a Adam Repetowski.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję!
UsuńJD