Nie znam tożsamości tego mężczyzny - ale mam podejrzenie graniczące z pewnością, że wiem, z jakiego powodu go aresztowano.
Zdradza to odznaka i data. Odznaka to Mieczyk Chrobrego, który nosili endecy - najpierw owupowcy (Obóz Wielkiej Polski) potem ludzie ze Stronnictwa Narodowego, oenerowcy, Młodzież Wszechpolska i tym podobni nacjonaliści, antysemici i polscy podrabiacze wszelakiego faszolstwa.
A data? Owego 20 VIII 1933 roku prasa podawała, że dzień (naprawdę dwa dni) wcześniej przy ul. Katedralnej w Częstochowie doszło do krwawego zajścia: Dawid Altman, żydowski dziennikarz "Słowa Częstochowskiego", został ugodzony sztyletem przez nieznanego człowieka. Sprawcę udało się ująć, bo przypadkowo ulicą szedł akurat policjant z Piotrkowa - okazało się, że sztyletnik to niejaki Florian Markowski, dwudziestosześcioletni tokarz. Altmana przewieziono do szpitala Panny Marii, gdzie przesłuchał go śledczy, który akurat przypadkowo był w szpitalu - miało to o tyle sens, że ranny był przytomny, ale obawiano się, że z powodu znacznego upływu krwi może nie przeżyć. Tymczasem szybko zaczęły się aresztowania narodowców, których zatrzymano ogółem 28, zapieczętowano też lokal partyjny przy Kilińskiego 13. Kiedy ranny walczył o życie (a walkę tę wygrał, bo okazało się, że ani nerka, ani żaden inny ważny organ nie został uszkodzony), Markowski był przesłuchiwany. I plątał się w zeznaniach. Plątał się w nich zresztą aż do wyroku.
(tu na dowód, że nie zmyślam, kawałek z "Gońca Częstochowskiego":)
Jedno jest pewne: Altman był na celowniku narodowców po pierwsze jako Żyd, po drugie dlatego, że pisał w "Słowie", dzienniku propaństwowym, sanacyjnym, związanym z BBWR, po trzecie dlatego że podejrzewano go (być może niebezpodstawnie) o autorstwo tekstów wycelowanych w nacjonalistów i kler katolicki (w owym czasie znaczna część materiałów prasowych, również z ostrożności, nie była podpisywana imieniem i nazwiskiem dziennikarza). Jeśli chodzi o antyklerykalizm, to stosunek sanacji i kościoła był wówczas jak PO i kościoła dekadę temu: kościół bardziej kochał PiS (a więc endeków), ale hołdy składały mu obie strony. Natomiast faktycznie "Słowo" pisało dzień w dzień - tu materiały z trzech kolejnych dni sprzed samego zamachu - o owupowskich bojówkach, atakujących żydowskie sklepy.

Nieprzypadkowo pojawia się tu sprawa ramiarzy. Otóż w Częstochowie była to sprawa szczególnie wrażliwa: handel dewocjonaliami (nie tylko zresztą w tym sanktuarium) prowadzili w znacznej części Żydzi, oni też wytwarzali święte obrazy, różańce i co tam jeszcze, co doprowadzało katolików do białej gorączki - szczególnie intensywnie atakowano tego lata 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia, i w dni kolejne.
Katolicy wówczas dość powszechnie życzyli sobie stworzenia swoistych ustaw norymberskich, które by zakazywały Żydom prowadzenia takiej działalności handlowej. Autorem jednej z popularniejszych broszurek w tej sprawie (pod tytułem kojarzącym się z krzyżem, ale takim z połamanymi ramionami) "Jak uchrześcijanić handel dewocjonaliami?" był niejaki Stefan Wyszyński, ksiądz katolicki lepiej znany jako "Prymas Tysiąclecia", który miał być niedawno beatyfikowany - treść chwacko streszcza dla Państwo "Głos Mazowiecki Handlowy":

Ostatecznie antysemici kościelni i pozakościelni dopięli swego w okresie po śmierci Marszałka, kiedy sanacja coraz bardziej szła ścieżką endecką (i hitlerowską), ustawę taką wprowadzono w roku 1938.
*
Na razie jesteśmy jednak w 1933, Altman pisuje do "Słowa" i jako Żyd i dziennikarz jest wrogiem narodowców, ale w czerwcu wydarza się coś jeszcze. Boże Ciało, na Jasnej Górze śpiewa z tej okazji Kiepura (!) a w budynku Panoramy odbywa się wiec polityczny, zorganizowany przez endeków: przemawia poseł Roman Rybacki, ekonomista, profesor UW, szef klubu SN w sejmie (a także zażarty antysemita, który w 1938 nie chciał podpisywać indeksów studentom protestującym przeciwko gettu ławkowemu). Budynek Panoramy przy III Alei 81 (róg z dzisiejszą ul. Pułaskiego) mieścił faktycznie malowaną panoramę - ukrzyżowania Jezusa. Powstał w 1896 roku, kiedy panowała moda na ten typ rozrywki wizualnej, która szybko jednak ustąpiła kinu - wewnątrz faktycznie wyświetlano filmy, odbywały się tam również akademie, odczyty, a nawet przedstawienia cyrkowe i walki bokserskie. Rozebrano go w 1935 roku ze względu na kiepski stan techniczny.

Tu właśnie, na trasie procesji, tuż po jej przejściu, w bezpośrednim sąsiedztwie jednego z ołtarzy, odbywał się wiec, po którym doszło do ruchawki - z bojówką endecką starła się bojówka Legionu Młodych, czyli lewicowa młodzieżówka piłsudczykowska. Jeden legionistów, Tomasz Gładysz, został raniony w plecy i zaczął strzelać. Wedle jednych zeznań - w ziemię, wedle innych - w tłum. Oddał trzy do sześciu strzałów (pozostałe, niecelne, mogły być oddane też przez narodowców), raniąc przynajmniej dwie osoby. "Słowo" skomentowało to w tonie ogromnego oburzenia:
Przemoc jednak, jak się zdaje, miała miejsce po obu stronach i była regularnym starciem. Wiadomo, że na miejscu, pośród legionistów, był brat Altmana, Lejb - ale i Dawid pojawił się tam, ponoć jako dziennikarz. Dość, że dostawał potem pogróżki; został też pobity przez Edmunda Kleszczewskiego, malarza pokojowego (który 20 sierpnia dostał za to - i za "zakłócanie porządku" 15 sierpnia, czyli zapewne zajścia antysemickie przy straganach - wyrok 2 miesięcy aresztu). Dawid Altman miał też usłyszeć, że jest na niego przygotowany zamach.
Markowski, jak już wspominałem, plątał się w zeznaniach: najpierw, tuż po zatrzymaniu, twierdził, że został uderzony w twarz przez swoją ofiarę i otoczony przez "grupę Żydów", więc dźgnął w obronie własnej, ale świadkowie tego nie widzieli ani też nie widzieli zbiegowiska; owszem, ranny Altman faktycznie uderzył go w twarz, kiedy Markowskiego zatrzymano. Prasa bulwarowa ("Siedem groszy") pisała zatem sensacyjnie o procesie, że dotyczył on spoliczkowania Polaka przez Żyda:
(zwracam uwagę na fragment o tym, że "Altman nie wie, co to są lędźwia" - co jest mocno wątpliwe; wielu Żydów słabo władało polszczyzną, bo nie była ich pierwszym językiem, ale dziennikarz polskiej gazety z pewnością nie miał z tym problemu; chodziło raczej o to, żeby nie być uznanym za winnego obrazy sądu poprzez nazwanie "miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę" - ale mniejsza o to).
Markowski wyznał też śledczym, że w organizacji kazano mu "skończyć" z Altmanem, co oznaczało, że wydano na niego wyrok śmierci. Zaczęło się śledztwo w kierunku wytropienia komórki, zlecającej zabójstwa polityczne - i to było zapewne przyczyną tak szeroko zakrojonych aresztowań. Oraz oczywiście niechęć władz - prorządowe "Słowo" publikowało swoje teksty oczywiście również z powodów osobistej współpracy z ofiarą zamachu, ale też spełniało polityczny obowiązek. Oto próbki retoryki - a zatem powiązanie próby zabójstwa z zamachem na Narutowicza, nazywanie ataku "mordem" (choć Altman przeżył), a nawet oskarżanie endeków o rozpijanie wódką:
"Goniec Częstochowski" informował o sprawie z powściągliwszą retoryką, za to szczegółowo podał nazwiska i zawody aresztowanych.

Śledztwo trwało pół roku, proces miał miejsce na przełomie stycznia i lutego 1934 roku. Od początku posłowie endeccy usiłowali wyciągnąć aresztowanych działaczy - w tym niezawodnie pana ze zdjęcia u góry - ale doszło do tego dopiero po sześciu tygodniach (z wyjątkiem Markowskiego, który czekał na proces w areszcie). Ostatecznie sąd nie przyjął jako dowodów rzeczy znalezionych u innych narodowców, nie doprowadzono więc do potwierdzenia, że faktycznie istniała komórka zajmująca się wydawaniem wyroków śmierci. Markowski zresztą z tych zeznań z początku śledztwa się wycofał. Zresztą może rzeczywiście jej nie było - tylko rozmowy, że "tego trzeba obić", a tamtemu "trzeba pokazać", co niemalże zakończyło się morderstwem, popełnionym przez prostego tokarza po czterech klasach. Uznano, że Markowski nie chciał zabić i skazano go raptem na półtora roku oraz wypłacenie Altmanowi 420 zł za zniszczone ubranie i niezdolność do pracy przez dwa miesiące.

Sam Altman nie był chyba tak znowu "niezaangażowany politycznie", jak pisała jego gazeta, bo i on miał kłopoty z prawem - po pierwsze w 1937 został skazany (na 3 miesiące aresztu i 100 zł grzywny) za zniesławienie naczelnika Rybickiego, urzędnika magistratu - i wtedy przyznał się sądowi do 2 wyroków prawomocnych (zatartych amnestią) i 3 apelacji w sprawach za zniesławienie. Co niekoniecznie musi świadczyć na jego niekorzyść - II RP była po prostu wówczas państwem cenzurującym prasę, nieszczególnie dbającym o wolność wypowiedzi i patologicznie chroniącym swoich ludzi przed kontrolą społeczną. Ale przede wszystkim w lutym 1936 roku był jednym z sześciu skazanych za pobicie kpt. rez. Wójcika - na najwyższą karę, 6 miesięcy (ale darowaną amnestią). Co było z nim dalej? W 1941 roku jakiś Dawid Altman (ur. 11 września 1908 w Częstochowie) był osadzony w hitlerowskim Zakładzie Karnym w Częstochowie jako więzień polityczny. Zapewne chodzi o tego samego człowieka i można się spodziewać, czym to się zakończyło. W Auschwitz skończyli również poseł Rybacki, ten, który miał wiec w Panoramie, i jeden z aresztowanych przy okazji zamachu na Altmana, Stefan Niebudek. Obu wykończyli bracia w antysemityzmie, dysponujący wszelako lepszą armią. O losach tokarza Florjana nic nie wiem.
Za: "Słowo Polskie" z 18 VI, 17-20 VIII i 22-23 VIII 1933, "Goniec Częstochowski" z 20, 23 VIII 1933 oraz 31 I i 1 II 1934, "Siedem groszy" z 1 II 1934, "Głos Mazowiecki Handlowy" 3/1937.
Fragmenty o Panoramie - za: Tomasz Haładyj, Aleje których już nie ma, "Gazeta Wyborcza" 14 VII 2016.