Regina Orbied-Czajczyńska, królowa piękności adorowana przez lorda Byrona, nie ustawała, jak się okazuje, w swoich wysiłkach i miała cały zestaw dodatkowych powodów do sławy - była również księżną Ileaną Czartoryską i czechosłowacką gwiazdą filmową. A życie księżnych i gwiazd wymaga nakładów...
Czajczyńska jest na swój sposób fascynująca - przede wszystkim swoją nieudolnością. Zawołanie herbowe wzięte od imienia konia wyścigowego, herb - z medalu dla dżokeja, noszonego zresztą na piersi przy wielkich okazjach, lord Byron, "misterne" oszustwo wekslowe, które pozwoliło jej wydębić drogą bieliznę... wszystko to jest tak dalece wodewilowe, że brzmi jakby Czajczyńska miała zaraz powiedzieć wierzącym jej poznańskim kupcom i dziennikarzom: "Jesteście w ukrytej kamerze!".
Jeśli Czajczyńska nie była niespełna rozumu, jeśli nie była fantastką na tle chorobliwym, to musiała być desperatką: namotać ile wlezie, nażyć się "na poziomie" przez tydzień, dwa, może miesiąc, dopóki sprawa nie przycichnie, a potem zapłacić za to paroma miesiącami za więzienną bramą. Co przeżyła, to jej.
PS: Lewandowska, o której wspomina dziennikarz "Nowego Kurjera" jako o zielsku wyciętym kosą kodeksu karnego, to bohaterka poznańskiej afery szantażowej, panienka z dobrego domu, córka prawicowego działacza społeczno-politycznego.
Za: "Tajny Detektyw" nr 20, rok II, 15 V 1932, "Nowy Kurjer" nr 85 i 104/1932, 13 IV i 7 V 1932
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz