Niedawno dwie panie z socjety zostały przyłapane na kradzieży futer. Prasa rozpisywała się o tym szeroko - i nic dziwnego; zawsze zaskakuje, kiedy osoby o wysokim statusie (choćby i wyłącznie materialnym) zajmują się drobnymi przestępstwami. Tak było i w przypadku pewnego zamożnego Niemca z Poznania, który nieśmiało zerka na nas spod ronda kapelusza z policyjnej fotografii.
Czemu zapalniczki? Ha, znak czasów. Przed wojną przemycano najróżniejsze dobra, na przykład mnóstwo pieprzu. Zapalniczki zaś, podobnie jak zapałki, były - dziś może nas to bawić - obłożone monopolem państwowym. Odbudowujące się po zniszczeniach I wojny światowej państwo ratowało kasę, dzierżawiąc monopole rozmaitym firmom - zapałczany akurat (zresztą akurat ze złamaniem prawa, bez zgody sejmu, co potem na gwałt poprawiano po zamachu majowym) szwedzko-amerykańskiej spółce. Spółka owa należała do Ivara Kreugera: przedsiębiorcy, multimilionera, króla zapałek, celulozy i kopalni żelaza (kontrolował około 50% światowego handlu celulozą i rudą żelaza) a także wierzyciela licznych państw europejskich, którym pożyczył w sumie niemalże 400 mln ówczesnych dolarów; nieudane spekulacje doprowadziły do jego samobójczej śmierci w marcu 1932 roku, ale państwowy monopol zapałczany istniał w Polsce do lat 50-tych XX wieku. A przemyt przynosił znaczne dochody, bo pozwalał uniknąć akcyzy.
W historii Touissanta - niezbyt to zresztą niemieckie nazwisko jak na arcy-Niemca, co to się z Poznania z przyczyn etnicznych wyprowadził - ujmuje mnie nie tylko prowadzący śledztwo komisarz Skrzetuski (któż w to uwierzy, że w polskiej międzywojennej policji działał taki rycerz wspaniały?) ale i odwołanie do wiedzy ogólnej czytelników: jak przemytnicy, to kojarzy się od razu libretto "Carmen". Och, czasy szczęsne! I wreszcie to, w jaki sposób policjanci ustawili łupy na stoliku. Istna sklepowa witryna. Tylko w tle... no wlaśnie, co to? Jak się zdaje jest to przeoczona porcelanowa spluwaczka. Jest jak wyrzut, niepasująca ani do Touissanta, ani do ziemianina Botho von Bernotta, ani do cygar - zupełnie nie deluxe.
Za: "Tajny Detektyw" nr 1 rok IV, 1 I 1934
Fascynujące materiały prezentujesz panie Tajny detektywie :) bardzo ciężko trafić na tak stare artykuły prasowe. Historia fascynująca sprawa. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń