sobota, 18 października 2014

Satanistyczne zbrodnie w międzywojennej Warszawie - vol. III Doktor Bruze

Choć, jako się rzekło, śmierć porucznika Uchnasta mogła być zupełnie niepowiązana z serią samobójstw w kołach okultystycznych, prasa robiła swoje. W latach 30-tych o rzekomej satanistycznej sekcie informowało ponad trzysta tytułów prasowych. W "Tajnym Detektywie" zaczęto budować legendę diabolicznego sadysty, doktora Bruze mieszkającego w podwarszawskich Gołąbkach. 



Warszawskie samobójstwa okultystyczne rozpoczęły się - jak podaje Zbigniew Łagosz - w roku 1924 (od apokryficznej, być może, śmierci niejakiego Wł. Ż., syna profesora politechniki), ale zainteresowanie prasy datuje się od zgonu Eugeniusza Rostkowskiego (1926), po nim zabili się Bolesław Wójcicki i Lucjan Krzyżewski, następnie dwie studentki, Wanda i Beata, wreszcie Zbigniew Werner (1930). Przy Rostkowskim znaleziono ponoć karteczkę z odręcznym napisem: Z rozkazu Szatana. Bracia oczekują. Strzał. Północ i hebrajską literą szin. Podobne karteczki znajdowano też przy pozostałych samobójcach - jedyną znaną reprodukuje Łagosz i, choć widnieje na niej szin, to niczego o szatanie nie ma:


Widzimy tylko cyfry, znaki, litery, a także napis: Rembgracja (?) powrót do Absolutu do nirwany, Shin - element przyciągania, 1930 ciepły i wilgotny 9 IV 1930. Jak wyjaśnia Łagosz: 

Wiemy, że najbardziej „złowrogie” wrażenie robiła na prasie znajdująca się na wszystkich sześciu kartkach litera szin. Litera ta jest dwudziestą pierwszą literą alfabetu hebrajskiego o swej numerycznej wartości 300. Prasa podawała, że jest to symbol „Szeloszeta” – czytaj Szatana. Jednak to nie do końca prawda. Litera szin reprezentuje również duszę świata i zrozumienie życia. W tym kontekście bardziej zrozumiałe wydają się umiejscowione na karcie słowa „powrót do absolutu”. Literę szin można rozpatrywać na trzech poziomach. Poziom realny to zrozumienie życia, poziom duchowy – dusza świata i poziom mityczny – duch Boga. Szin będzie zatem pojmowaniem w pełnym znaczeniu inteligencji, duszy i ducha, operujących na trzech poziomach świadomości, ale nieoddzielnie. Należy pamiętać również, że samobójcy należeli do Zakonu Martynistów, w którego manifeście z roku 1921 możemy przeczytać: „Przypomnijmy sobie, że Chrystusa przedstawia litera Szin i owo Szin, Symbol Chrystusa, powinno być dla nas Granicą Równowagi i Granicą Zgody, uzgadniającą podwójne przeciwstawne elementy: Dobro i Zło, Materię i Ducha, Ciemność i Światło”.

Uchnast to zdecydowanie inny przypadek - jego śmierć przydarzyła się już po rewizjach i konfiskatach w domu kilku poczesnych okultystów (m.in. Czyńskiego) oraz po nieudanym procesie, do którego nie doszło, bo materiał dowodowy był zbyt szczupły. Kiedy więc w roku 1934 usiłowano dokleić sprawę Uchnasta do sensacji sprzed paru lat, chodziło chyba tylko o pragnienie, by przywrócić społeczną fascynację satanistami  - i przyciąć grosza na sprzedanych nakładach gazet. Skąd się wziął dr Bruze - trudno powiedzieć. Być może wzorowano go na Mikołaju Mikołajewiczu Czaplinie, pomocniku Czyńskiego, który faktycznie miał organizować sadystyczne orgie i karmić adeptów narkotykami. Na ilustracji przedstawiony jest jako dandys w typie Bułhakowskiego Wolanda, w tekście opisano go z kolei jako człowieka skrywającego oczy za ciemnymi okularami, odzianego w mniszy habit. Pojawia się też doklejanie kolejnych śmierci - niedoszłego samobójstwa inżyniera L-skiego oraz tajemniczych zwłok z Wału Miedzeszyńskiego. W obu przypadkach brak wzmianki o karteczce z literą szin, pojawia się za to kwestia trójkątnego tatuażu, wcześniej niewspominanego. Są to zatem sprawy albo przypadkowe, albo wręcz zmyślone na potrzeby artykułu.

Pozostaje ostatnie pytanie: jaka była przyczyna sześciu śmierci, w których samobójcy zostawili przy sobie karteczki z literą szin? Łagosz podaje kilka możliwości:
1. Samobójstwa rytualne, których celem była "operacja magiczna" - uczniowie składali się w ofierze by wzmocnić przygasające zdrowie mistrza Czyńskiego
2. Składali się w ofierze aby, wyzwalając życiową energię, wspomóc odprawiany przez niego rytuał. 3. Adeptom narzucano samobójstwo, obiecawszy im coś w zamian (np. stan nirwany i połączenie się z Absolutem, jak sugeruje karteczka znaleziona przy Krzyżewskim).

Tak czy owak, kampania prasowa, rewizje i przygotowania do procesu na tyle ostudziły warszawskich okultystów, że kolejnych zwłok z karteczką opatrzoną szin już nie znaleziono. Doktor Bruze zaś, jak się zdaje, rozpłynął się w powietrzu - jak złe licho lub jak kaczka dziennikarska.


Za: "Tajny Detektyw" nr 25, rok IV, 17 VI 1934, Z. Łagosz "Mit polskiego satanizmu...", Hermaion nr 1/2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz