Jak wyglądało rozwiązywanie konfliktów w narkotykowym handlu w Marsylii lat 30-tych, gdzie władali Carbone i Spirito pod opiekuńczymi skrzydłami burmistrza? Z grubsza mniej więcej tak, jak obecnie: kartel narkotykowy się nie cacka. O czym redakcja "Tajnego" donosi nie szczędząc szczegółów.
Oczywiście, sporo tu pomyłek i przekłamań. Przede wszystkim "Francuskie połączenie" przebiegało ze Wschodu na Zachód, służyło więc przemytowi heroiny, nie kokainy. Koka hodowana była od niepamiętnych czasów w krajach Ameryki Południowej, natomiast ze Wschodu wywodzą się opium i jego pochodne; nieprzypadkowo w Chinach toczono wojny opiumowe, a nie kokainowe, a jeszcze w 1821 roku, kiedy de Quincey pisał "Wyznania angielskiego palacza opium", wspominał właśnie o Turkach.
Ale mam podejrzenia znacznie głębsze... Cała ta historia ze skradzioną łódką, z Lili Duval, dziewczęciem wykorzystywanym sromotnie, które postanawia zeznawać, z agentami policji przypadkowo trafiającymi na sekretną palarnię opium i podsłuchującymi dokładnie przestępców, wreszcie ze strzałem zza okna (marsylska policja przesłuchująca ważnego świadka przy otwartym oknie?) jest zbyt grubymi nićmi szyta. Na narkomanii zarabiali bowiem - i zarabiają po dziś dzień - nie tylko gangsterzy, ale i dziennikarze i pisarze.
Wspomniany tu Pitigrilli słynął ze skandalicznych książek, ale największy sukces i pieniądze przyniosła mu "Kokaina"; "Tajny Detektyw" chętnie wrzucił na okładkę narkomana, wiedząc, że sprzedaż skoczy; ba, nawet teraz, kiedy zdążyliśmy się oswoić z kwestią uzależnień, najbardziej popularnymi wpisami na moim blogu były ten o ćpaniu w międzywojennej Warszawie i ten o ćpaniu na Śląsku. Historyjka opowiedziana w "Tajnym" jest, jak mi mój węch pisarski podpowiada, od początku do końca zmyślona, opatrzona zdjęciami wybranymi na chybił-trafił z redakcyjnych zasobów, i sprzedana łatwowiernym czytelnikom. Ci z Państwa - jeśli tacy w ogóle byli -którzy wzruszyli się historią Lili, mogą teraz odetchnąć.
Wspomniany tu Pitigrilli słynął ze skandalicznych książek, ale największy sukces i pieniądze przyniosła mu "Kokaina"; "Tajny Detektyw" chętnie wrzucił na okładkę narkomana, wiedząc, że sprzedaż skoczy; ba, nawet teraz, kiedy zdążyliśmy się oswoić z kwestią uzależnień, najbardziej popularnymi wpisami na moim blogu były ten o ćpaniu w międzywojennej Warszawie i ten o ćpaniu na Śląsku. Historyjka opowiedziana w "Tajnym" jest, jak mi mój węch pisarski podpowiada, od początku do końca zmyślona, opatrzona zdjęciami wybranymi na chybił-trafił z redakcyjnych zasobów, i sprzedana łatwowiernym czytelnikom. Ci z Państwa - jeśli tacy w ogóle byli -którzy wzruszyli się historią Lili, mogą teraz odetchnąć.
Za: "Tajny Detektyw" nr 9, rok IV, 25 II 1934
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz