Proces szajki Millenów był ciekawy z jeszcze jednego powodu: dzięki zeznaniom, złożonym w lutym przez Fabera, ocalono życie dwóch Bogu ducha winnych ludzi, którzy już-już wybierali się na krzesło elektryczne.
W październiku 1933 trzej rabusie weszli do kina Paramount w Lynn, zamknęli sterroryzowanych pracowników i zaczęli dobierać się do sejfu. Jako że szło im to niesporo, kazali kinowemu woźnemu zadzwonić do pana Breshahana, asystenta kierownika, i wezwać go do kina. Zanim jednak dotarł na miejsce, do pomieszczenia wbiegł kinowy plakaciarz; któryś z przestępców położył go trupem jednym, celnym strzałem w serce (wedle innego zeznania: ogłuszył go uderzeniem kolby pistoletu, a następnie zastrzelił). Kiedy pan Breshahan przybył z kluczami, Millenowie z Faberem opróżnili kasę i, zostawiając za sobą trupa, odjechali bezpiecznie w siną dal.
Było jednak wielu świadków - i to oni jako rabusiów wskazali dwóch taksówkarzy: Clementa Molwaya i jego kolegę, Louisa Berretta. Rozpoczął się proces iście kafkowski. Pięciu z ośmiu świadków rozpoznało w taksówkarzach morderców; oni z kolei nie mieli żadnego alibi, bo cały dzień pracowali, ale nie potrafili przedstawić na to żadnych świadectw. Jeden jedyny ekspert od balistyki stwierdził, że pocisk, którym zabito ofiarę, padł z broni, z której zabito również policjanta w Needham, a wówczas Berrett i Molway byli już w areszcie - jednak nie na wiele to się zdało, powszechnie przyjmowano, że oskarżeni trafią na krzesło elektryczne.
W sobotę 24 lutego proces zakończono, a sędziowie przysięgli udali się na naradę (zamknięto ich w osobnym pomieszczeniu). Wprawdzie aresztowano właśnie szajkę Millenów, ale ani trzymani w celach aresztu taksówkarze, ani sędziowie przysięgli, którym nie wolno było korzystać z prasy, nie mieli pojęcia, o czym trąbią gazety. Ustalili werdykt - winni. W środę powrócili na salę sądową i tam dopiero zarówno oni, jak i oskarżeni dowiedzieli się, że sprawa upada, bo znaleziono prawdziwych sprawców.
Historia była bardzo dramatyczna i, rzeczywiście, nakręcono o niej dramat. To, co zaczęło się w kinie Paramount, zekranizowała inna wytwórnia: Columbia. W 1939 roku na ekrany kin wszedł dramat "Let Us Live" z Henrym Fondą w roli jednego z taksówkarzy, Johna "Bricka" Tennata, i z Maureen O'Sullivan w roli jego narzeczonej, tropiącej prawdziwych morderców. Wytwórnia planowała film o znacznie większym rozmachu, ale, postraszona przez prawników stanu Massachussets, zdecydowała się jednak na obcięcie funduszu na promocję i ograniczoną dystrybucję.
A co stało się z tytułową córką pastora? Wbrew temu, co twierdzi notka w "Tajnym" - niewiele. Dwa miesiące po procesie wypuszczono ją ze stanowego więzienia i słuch o niej zaginął. Została garstka zdjęć - w tym jedno zbliżenie twarzy i jedna, niewyraźna fotka, na której dziewiętnastolatka ćwiczy sobie na dziedzińcu więzienia:
Za: "Tajny Detektyw" nr 32, rok IV (5 VIII 1934), blog www.dedhamtales.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz