Jak ja wspominam dawne dzieje przestępców nad numerami "Tajnego Detektywa", tak redaktorzy pisma wspominali dawnych cwaniaków, zbrodniarzy i łotrów. Choćby Romana Zgórskiego, obrotnego chłopaka, ślicznego jak marzenie, który najpierw w gimnazjum szerzył rozpustę wśród kolegów, potem omotał arystokratę-utracjusza, a wreszcie został łowcą posagów.
Anegdotka jak anegdotka - przekręt zabawny nawet (jeśli nie liczyć rozczarowania biednej a bogatej córki łódzkiego fabrykanta), bo trafił najmocniej w spekulantów, a przestępca jest jak żywcem wyjęty z powieści. Ale przypominam go nie tylko dlatego: otóż dotknął czułego miejsca w moim sercu, bo przywołał moje warszawskie okolice: Tamkę, Kopernika, Sewerynów.
Kiedyś wszystko tu nazywało się inaczej. Dzisiejsza ulica Kopernika to dawniej Aleksandria - bo była głównym traktem założonej w roku 1670 jurydyki, która wzięła takie właśnie imię od swojego założyciela, księcia Aleksandra Zasławskiego. W owym czasie wzdłuż skarpy ciągnęły się kolejne dwory i pałace magnatów: przy Tamce był to po jednej stronie Zamek Ostrogskich (tak naprawdę - niewielki budynek, szczątkowy wobec wielkiego założenia, planowanego przez Tylmana z Gameren; ostatecznie na solidnym bastionie, zbudowanym jeszcze przez Ostrogskiego pod jego rezydencję, stanęła nie boczna oficyna, mieszcząca kuchnie, ale cały pałacyk), po drugiej - dwie wypalone ruiny: pałac Chomętowskiego, który spłonął na początku XVIII wieku, oraz Lubomirskich i Gozdzkich, strawiony przez pożar w roku 1777; został on odbudowany przez dwóch kolejnych mężów Karoliny Gozdzkiej: Jana Sanguszkę, a po prędkim rozwodzie - przez Karola de Nassau (to od jego nazwiska ulica, biegnąca niżej nazywa się "Dynasy").
Nie na wiele się to zresztą zdało, bo już w roku 1788 pałac spłonął ponownie - ocalało tylko jedno skrzydło, w którym gnieździła się biedota. Tak było do roku 1845, kiedy na scenę wkracza hrabia Seweryn Uruski. Uruski, człowiek zamożny i przedsiębiorczy, zawołany heraldyk (twórca jednego z najsłynniejszych polskich herbarzy), marszałek szlachty guberni warszawskiej i ochmistrz dworu carskiego, wzniósł dwa nieodległe budynki: obszerny pałac, który stanął na miejscu dawnego pałacu Poniatowskich (po lewej stronie od bramy głównej Uniwersytetu Warszawskiego) oraz coś w rodzaju dzisiejszej "galerii handlowej", z początku nazywane "Gościnnym dworem", z czasem - Targiem "Sewerynów".
Franciszek Maria Lanci zaprojektował budowlę w kształcie litery U: jedno długie skrzydło to właśnie pozostałość dawnego pałacu Gozdzkich-de Nassau, do tego poprzeczny łącznik i skrzydło trzecie, ostatecznie niewybudowane. Obok mieścił się jeszcze widoczny na planie, a należący do kompleksu okrągły placyk z jatkami. Przedsięwzięcie Uruskiego okazało się jednak finansową klapą - zniszczyła je popularność pobliskiego, a dogodniej położonego targu "Na Ordynackiem". Znikły sklepy co elegantsze, zostali głównie szewcy i handlarze starzyzną. W tej sytuacji trzeba było coś zrobić z obszernymi pomieszczeniami na pierwszym i drugim piętrze - to tam, jak twierdzi Jerzy S. Majewski, mieściła się zapewne wspomniana w tekście szulernia, należąca do Zgórskiego. Ale nie tylko.
W latach 1900-1913 Emilian Konopczyński prowadził tam gimnazjum męskie. Prządł raczej cienko, ale kiedy w roku 1905, na fali rewolucji, jako pierwszy w Warszawie, nie czekając na carskie zezwolenie, wprowadził lekcje w języku polskim, krok ten doceniło wiele zamożnych rodzin, które oddały tam swoich synów. Powiew wolności sprawił, że Aleksandrię przemianowano na ul. Kopernika, a Konopczyńskiemu, który nagle mógł sobie pozwolić na budowę własnej szkoły, pozwolono na wzniesienie najnowocześniejszej podówczas placówki w Warszawie. W 1913 roku na sąsiedniej ulicy Sewerynówki (Sewerynówka lub Sewerynówek, różnie podają źródła), biegnącej po Skarpie Wiślanej od bazaru na południe, otwarto wielki gmach w formie górującego nad skarpą zamczyska z wieżą (mieszczącą obserwatorium astronomiczne) i wieżyczkami, stromymi dachami, balkonami, i tak dalej; obok klas był tam również mały internat i cała kamienica z osobną klatką, przeznaczona na mieszkania nauczycielskie (część z nich - z bezpośrednim wejściem na szkolne korytarze). Uczyła się tam cała plejada późniejszych sław, między innymi Jan Białostocki, Miron Białoszewski, Jan Lechoń, Jan Nowak Jeziorański, Jan Kobuszewski, Edward Dziewoński.
Sam dyrektor szkoły, zmarły w 1911 roku, otwarcia szkoły nie dożył - ale ćwierć wieku później kolejny z jego uczniów, Stefan Starzyński, przemianował ulicę Sewerynówki na ul. Konopczyńskiego. W owym czasie szkoła traciła jednak swoją poczesną pozycję - nie w edukacji, ale w pejzażu skarpy. Otóż targ, wzniesiony przez Uruskiego, powoli znikał, a nieużytki zaczęto zabudowywać. Wlatach 20-tych wyburzono kompleks jatek, na którego miejscu stanął wieżowiec (początkowo miał to być hotel "Helvetia", w końcu gmach zajął Powszechny Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych; po wojnie, odbudowany ze znacznymi zmianami i, przede wszystkim, bez wieży, służył związkom zawodowym).
W roku 1935 z kolei zburzono sam targ, wytyczając na jego miejscu ulicę Bartoszewicza i stawiając w roku 1937 pierzeję tzw. "luksów", siedmiopiętrowych, kamienic w stylu funkcjonalistycznym, należących do najmodniejszych wówczas budynków mieszkaniowych w mieście, a zaprojektowanych przez świetnych architektów (Korngold, Żórawski, Jotkiewicz). Kompleks sięgał od nowo wytyczonej na skarpie ulicy Bartoszewicza (częściowo - planowanej wówczas długiej widokowej alei Na Skarpie), do Konopczyńskiego, a nawet, długim jęzorem, aż do Kopernika. Po drugiej stronie ul. Bartoszewicza w latach 1937-38 stanął również siedmiopiętrowy "wieżowiec" projektu Ludwika Paradistala, dostosowany skalą i nowoczesnością do projektowanej alei Na Skarpie.
Wojna obeszła się z tą okolicą nawet dość łagodnie; w luksach do końca mieszkali Niemcy i folksdojcze (m.in. aktorka-kolaborantka Ina Benita, ale to temat na inną opowieść); część budynków na Bartoszewicza i Konopczyńskiego została uszkodzona, ale cały zespół przetrwał praktycznie w całości. Zakład Ubezpieczeń, podobnie jak szkoła Konopczyńskiego, zostały odbudowane w znacznie zubożonej formie, która zatarła nieco ich dawną urodę, ale w porównaniu choćby z zabudową pobliskiej Tamki straty były niewielkie, a kolejne budynki powoli odzyskują dawny blask. Niedawny remont skrzyżowania zaowocował dwoma maleńkimi rondami; jest propozycja, by nazwać je imionami Bolka i Lolka - i to też jest jakiś kawałek historii tego miejsca, podobnie jak zapomniane dziś nazwy: Aleksandria, targ Sewerynów, Sewerynówek (czy Sewerynówki, nadal nie wiem).
Za: "Tajny Detektyw" nr 52, rok IV, 23 XII 1934, portal www.warszawa1939.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz