niedziela, 21 czerwca 2015

Też mieliśmy swoje masakry, czyli Lucjan kłóci się o miedzę

Kiedy Ameryka przeżywa kolejną masakrę, popełnioną przez szaleńca z pistoletem w ręku - tym razem w kościele Charleston - warto przypomnieć, że i u nas w czasach, kiedy dostęp do broni palnej był powszechny dochodziło do podobnych strzelanin. Poznajcie Państwo Lucjana Sierputowskiego ze wsi Grzymały.

Twardogłowi amerykańscy miłośnicy broni palnej (a także nasi rodzimi maniacy) nie tracą rezonu. Z większą jeszcze niż zazwyczaj zapalczywością wygłaszają dyrdymały, że "zabija człowiek, a nie pistolet", a "jedyną ochroną przed wariatem z bronią jest cały tłum zdrowych psychicznie z bronią" (choć w USA na każdy śmiertelny strzał w obronie własnej przypadają 34 niewinne ofiary) itepe, itede. Konserwatywny bloger Erick Erickson zabłysnął tezą, że masakra dokonana przez białego w czarnej parafii nie miała z pewnością podłoża rasistowskiego, prawdziwym zaś winnym jest Bruce Jenner, słynny lekkoatleta i złoty medalista olimpijski, który w wieku lat 65 zmienił płeć, od czego Amerykanom pomieszało się w głowach i odczuli przemożną chęć strzelania do współobywateli. Natomiast niedalekiej od Północnej Karoliny Alabamie republikanie zaproponowali nowelizację prawa, która pozwalałaby nosić pistolety dzieciom oraz zdejmowałaby z handlarzy bronią obowiązek przechowywania danych transakcji (jak np. numerów seryjnych czy nazwiska kupującego), co z pewnością znakomicie wpłynie na poczucie bezkarności bandziorów. Itepe, itede.

U nas, na szczęście, dostęp do pistoletów jest ograniczony (i ginie od nich rocznie 42,5 raza mniej osób na 100 tys. niż w USA), ale bywało inaczej. W II RP o broń palną było nietrudno, mnóstwo jej zostało jeszcze z pierwszej wojny: jakieś pochowane po chatach obrzyny, broń kłusownicza, a także kupowana najzupełniej legalnie myśliwska czy obronna. Im więcej było jej w społeczeństwie, tym niebezpieczniej się robiło, a, co za tym idzie, tym więcej jej kupowano ze strachu, a, co za tym idzie, tym więcej było jej w społeczeństwie, tym niebezpieczniej się robiło... itepe, itede. 

Nie wiem, skąd swój morderczy pistolet wziął Lucjan Sierputowski. Lucjan nie pojawił się w "Tajnym Detektywie" (kiedy dokonywał masakry, pismo już nie istniało). Znam go tylko z fotografii w albumie policyjnym, gdzie występuje w mundurze (choć nie wiem, jakiej formacji):


Mając tylko imię i nazwisko, postanowiłem pogooglować i natrafiłem na historię, którą przyniósł mi - a zatem i Państwu - "Goniec Częstochowski":



Na zdjęciu wydawał się zupełnie zwyczajnym chłopakiem, podejrzewałem, że to może ofiara zbrodni czy zaginiony, ostatecznie jakiś drobny przestępca, a tymczasem... Nie, nie chodzi mi tylko o to, że w ataku furii zaczął strzelać do rodziny i sąsiadów. Takie kryzysy się zdarzają. To, co mnie zaskoczyło, to z jednej strony afekt, z drugiej - wyrachowanie, które kazało u pedałować 46 kilometrów, dystans ponadmaratoński, żeby, skoro już rzucił się w otchłań zbrodni, przy okazji pociągnąć za sobą teściów. Potem trzy tygodnie desperackiego ukrywania się po lasach i wreszcie zgłoszenie się do wziętego adwokata i dobrowolne oddanie w ręce policji: każda z tych rzeczy sprawia wrażenie nieprzystających do pozostałych. Ale któż wniknie w duszę "konstytucjonalnego psychopaty"?


Za: album policyjny, "Goniec Częstochowski" 1938/219 z 28 IX 1938




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz