niedziela, 28 września 2014

W pościgu za multimilionerem

Słynny obywatel Kane z filmu Wellesa był wzorowany na dwóch postaciach: magnacie prasowym Williamie Randolphie Hearście oraz multimilionerze Samuelu Insullu. Pierwszy przetrwał Wielki Kryzys, choć musiał wyprzedać znaczną część swojej kolekcji sztuki; drugi, który jeszcze parę lat wcześniej widniał na okładce Time'a, "stracił tak wiele, że mógł sobie pozwolić na bycie bankrutem" i był ścigany przez amerykańskie władze na drugim końcu świata.


Samuel Insull, urodzony w Londynie w roku 1859, w wieku 22 lat zapuścił bokobrody, które miały mu dodać powagi, po czym wyjechał do Stanów by zostać sekretarzem swojego idola: Thomasa Alvy Edisona. Zyskawszy jego zaufanie, został jednym ze współtwórców Edison General Electric i został wiceszefem tej firmy, po czym przeniósł się do Chicago Edison Company, jednej z elektrowni zaopatrujących w prąd Chicago. Dzięki wprowadzeniu tańszych opłat za prąd w godzinach niższego poboru mocy, firma gwałtownie się rozwinęła - a Insull wprowadził kolejne innowacje, m.in. doprowadzanie prądu i sprzedaż urządzeń poniżej kosztów firmy (bo zwróci się to w eksploatacji). Równolegle inwestował w koleje, fabryki neonów i szyldów elektrycznych, wydobycie gazu i w radio. Radykalna ekspansja wymagała radykalnego finansowania, Insull zatem wypuścił tanie akcje i obligacje, które przyniosły duże pieniądze - ale dramatycznie straciły na wartości w momencie krachu na giełdzie. Bogacza, którego długi o 16 mln dolarów przewyższały jego stan posiadania, oskarżono o celowe narażenie akcjonariuszy na straty.





Insulla faktycznie sprowadzono do Nowego Jorku i wytoczono mu trzy kolejne procesy: o wyłudzenie drogą pocztową, o złamanie przepisów związanych z bankructwem oraz o przekroczenie regulacji anty-trustowych. Wszystkie sprawy wygrał i ostatecznie został uniewinniony. 

Nie na wiele jednak mu się to zdało: kryzys pochłonął ogromny majątek i dawny milioner, skompromitowany, wyprowadził się do Francji ze swoją żoną, dawną śpiewaczką rewiową. Kiedyś zarabiał rocznie po kilkanaście milionów, teraz musiał się zadowolić dywidendami z dawnych firm, wynoszącymi 21 tys. dolarów (wciąż była to fortuna, ale, zważywszy przyzwyczajenia państwa Insull, takie pieniądze wydawały im się chyba jałmużną). 16 lipca 1938 byli w Paryżu, gdzie przyjechali z okazji święta wyzwolenia Bastylii. Samuel Insull chorował na serce, żona poprosiła więc, żeby nie upierał się przy jeżdżeniu metrem - ale uważał, że teraz jest już "biednym człowiekiem" i nie może korzystać z taksówek czy dorożek. Wybrał się na miasto samotnie i zmarł na atak serca zszedłszy po schodach, prowadzących na stację Plac Zgody, przed samą bramką biletową. Ciało zidentyfikowano dzięki rachunkowi z pralni. W momencie śmierci w kieszeniach miał 30 franków, a cały jego majątek wynosił około 1000 dolarów minus 14 mln dolarów długu. 

Gdyby żył dziś, po kryzysie 2008 roku dostałby tylko podwyżkę od rady nadzorczej swojej firmy. 


Za: "Tajny Detektyw" nr 25, rok IV, 17 VI 1934

2 komentarze: