wtorek, 15 stycznia 2013

Po ile Szekspir, po ile - kochanek?

Tym razem w dziale "Kurioza kryminalne" dwie wzmianki znad Sekwany, które pozwalają zaobserwować, że siła nabywcza franka w sądach francuskich była nader różnorodna; jeśli wnioskować z tych dwóch notek, sprawy obyczajowe były znacznie tańsze niż polityczne.


Wzmianka o skazaniu Szekspira może się wydawać groteskowa, ale w rzeczywistości sprawy miały się nieco inaczej. W początkach roku 1934 socjalistyczny rząd francuski był bliski upadku, a Action Francaise, niesławny ruch nacjonalistyczny, nawoływał do obalenia "chorej, zepsutej demokracji" na drodze ulicznej rewolty. W ramach tej kampanii przekonał kierownictwo Commedie Francaise do wystawienia "Koriolana" w nowym przekładzie autorstwa szwajcarskiego tłumacza, René Louisa Pichauda - nie był to jednak przekład sensu stricto, ale luźna wersja, swobodnie przełożona z angielskiego oryginału i zaadaptowana do potrzeb francuskiej sceny - choć, jak zauważają autorzy "Encyklopedii Szekspirowskiej, chodziło raczej o adaptację do potrzeb francuskiej polityki, czy raczej, dodajmy, francuskiej polityki widzianej przez Action Francaise. Sztukę tak wyreżyserowano, a tekst tak przycięto, by zabrzmiały jak komentarz do bieżących wydarzeń, a tłum Rzymian, manipulowany przez polityków, sportretowano jako bestie z obrazów Breughela. Wprawdzie do tak upragnionej przez Action Francaise rewolucji nie doszło, ale widownia teatru stała się polem walki, gdzie zwolennicy i przeciwnicy rządu ścierali się w sposób brutalny i zgoła nieparlamentarny.  Przeciwna strona polityczna też zresztą zachowała się idiotycznie, premier bowiem wylał dyrektora teatru i zastąpił go na stanowisku szefem policji, co budzi - słusznie - jak najgorsze skojarzenia. Tak czy owak, ukarano nie Szekspira, a Comedie Francaise, i to nie za tekst "Koriolana", a za jego politycznie zaangażowaną przeróbkę, której wystawienie miało prowadzić do obalenia legalnego rządu. Dziś, po tylu latach istnienia i sukcesów (zmiennych, dodajmy) teatru zaangażowanego politycznie, sporo się zmieniło i standardy polityczno-artystyczne z pewnością dozwalają na daleko idące manipulacje tekstami klasyków - taki wyrok więc dziwi, nawet jeśli żywimy zrozumiałą niechęć do ludzi, którzy chcieli w międzywojennej Francji wprowadzić dyktaturę.

A co z panią B.? Niedawno w "Wysokich obcasach" ukazał się tekst o parach, w których partnerów dzieli duża różnica wieku i o tym, jak są społecznie stygmatyzowane. Cóż, jak się zdaje, w tym przypadku mąż starszy o 36 lat był stygmatyzowany głównie przez własną żonę. Ciekawe, czy kara (nawet w tak niskim wymiarze) skłoniła ją do porzucenia amanta?

Za: "Tajny Detektyw" nr 36 rok 4, 2 IX 1934 





3 komentarze: