Tym razem w rubryce "Kto i co?" sprawy od poważnych (śmierć 75 dzieci w szpitalu w Lubece), przez średnio istotne (fałszowanie 500-złotówek) po zupełnie błahą kłótnię na wiejskiej potańcówce. I to właśnie w tej ostatniej wzmiance autorzy sobie pofolgowali, strojąc sobie brzydkie żarty z imienia jednej z bohaterek zdarzenia.
Zwróciłem na to uwagę, bowiem Trudzią nazywano woźną w moim liceum - imię to mniej może zaskakiwało na poniemieckich terenach dawnego Wolnego Miasta niż, powiedzmy, w Radomiu, ale jednak. Przez całe lata myślałem, że chodzi o Gertrudę, tymczasem już długo po ukończeniu nie tylko szkoły, ale i studiów, dowiedziałem się, że "Trudzia" było w tym wypadku zdrobnieniem jeszcze rzadszego "Waltruda".
Nie wiem, czy Maślakówna była Gertrudą, Waltrudą czy Ermentrudą, w każdym razie niewątpliwie robiła wrażenie na Górce, Ślazie i szoferze Lisieckim (niepasującym nieco nazwiskiem do reszty, co może zadecydowało o tym, że panna Maślak tańczyła z nim zawzięcie).
Nie wiem też, czy pani Trudzia z naszej szkoły była w młodości łamaczką serc, ale niczego wykluczyć nie można.
Za: "Tajny Detektyw" nr 41, rok I (25 X 1931)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz